Restauracja Azia wyróżnia się na tle innych, ponieważ nie bazuje jedynie na kuchni jednego kraju, lecz podzielona jest na trzy części, z których każda specjalizuje się w czymś innym.
Dwupoziomowy lokal stanowi jedność, lecz funkcjonują w nim trzy oddzielne części. Pierwsza i największa to Nai Thai oferująca pikantne specjały kuchni tajskiej. Japońską kuchnię podaje Hana Sushi, a ręcznie lepione, gotowane na parze chińskie pierożki Dim Sum.
Restauracja Azia – recenzja smaku
Przez kelnera witani jesteśmy czekadełkiem w postaci prażynek krewetkowych ze słodkim sosem. Według mnie to fajna opcja, która pozwala mniej myśleć o czekaniu na jedzenie. Prażynki są naprawdę smaczne, co wprawia w lepszy nastrój, tym bardziej, jeśli w restauracji jesteśmy pierwszy raz. W końcu skoro czekadełko jest smaczne, to główne dania też będą.
I rzeczywiście są dobre. Jako pierwsze dostałem pierożki na parze xiaolongbao z farszem drobiowym (13,50 zł za 4 szt.). Smakowały podobnie do zwykłych pierogów z gotowanym mięsem z kurczaka, jednak wyróżniały się specyficznym posmakiem pary. Myślę, że taki smak może nie przypaść do gustu każdemu, ale mi smakowało.
Przeczytaj również: Max Premium Burgers w Westfield Arkadii – recenzja restauracji
O wiele lepsza natomiast okazała się bułeczka, także gotowana na parze (9 zł za 1 szt.). Wygląda podobnie do pierożków, jednak ma zupełnie inne ciasto. Bardziej miękkie i lekko słodkie, a także nie przyklejające się do farszu, w przeciwieństwie do ciasta pierożków. Choć bułeczkę także wziąłem z drobiowym farszem, smakował inaczej niż w pierogach. Nie miał tak wyraźnego posmaku pary i generalnie, według mnie, był o wiele smaczniejszy.
Następne przyszły spring rollsy z warzywami (18 zł za 4 szt.), czyli chrupiące sajgonki. W środku była kapusta, makaron ryżowy, marchewka, por, seler naciowy i czerwona cebula. Same w sobie były smaczne, lecz największą robotę robił tu sos słodko-kwaśny z orzeszkami. Bez niego spring rollsy nie wyróżniały się spośród innych, a dzięki sosowi dostawały smaku, który zapamiętałem.
Najdroższym zamówionym przeze mnie daniem było kung ping panang, czyli grillowane krewetki, marynowane w ostrej marynacie tajskiej z dodatkiem pasty curry panang, sosu rybnego oraz cukru palmowego (39 złotych). Przychodzą one nabite na długie wykałaczki - po dwie krewetki na wykałaczkę. Tutaj także dostajemy sos, który nadaje całości smaku. Same krewetki mnie nie zachwyciły, ale sos nadał im pysznego smaku. Bardzo dobra jest też marynata, w której obtoczone są krewetki.
Obiad należy zakończyć deserem, dlatego zamówiłem kluayhom tord, czyli smażonego banana w cieście z lodami waniliowymi oraz miodem. To najlepsza potrawa, którą zjadłem w tej restauracji. Zestawienie smaku banana z miodem i lodami jest świetne. Sam banan był bardzo miękki i smaczny. Lody podane są w wielkości jednej gałki i same w sobie są smaczne i idealnie współgrają z bananem.
Sushi
Ponieważ na obiad miałem do dyspozycji budżet ok. 100 zł, postanowiłem skupić się na części tajskiej i chińskiej, a odpuścić sushi. Jednak z poprzednich wizyt wiem, że w Nana sushi jest bardzo smacznie. Podczas jedzenia czuć, że produkty są bardzo dobrej jakości. Ryba rozpływa się w ustach, a ryż jest idealnie klejący. Jakość odbija się jednak w cenie i według mnie, sushi jest tu drogie.
Dużo zapłacimy szczególnie chcąc się najeść na miejscu, biorąc sushi z talerzyków przy barze. Nana sushi funkcjonuje bowiem w ten sposób, że siadamy dokoła baru, po którym jeżdżą talerzyki z kawałkami sushi, które możemy ściągnąć i zjeść. Każdy talerz ma inny kolor, odpowiedni do ceny. Najtańszy talerzyk, na którym są trzy kawałki, kosztuje 8 zł, najdroższy 17 zł. Chcąc się najeść jedynie sushi, zapłaciłbym więc pewnie około 300 złotych. Ta część restauracji Azia jest zatem dobra raczej na przystawkę lub deser, kiedy kilka kawałków sushi nam wystarczy.
Przeczytaj również: Kuchnia Marche – recenzja jedzenia na wagę w Westfield Arkadii
Cena i wystrój
Uważam że droga jest cała restauracja Azia. Za obiad, po którym nie czułem się bardzo najedzony (ale także nie wyszedłem głodny) zapłaciłem ponad 100 zł. Mam wrażenie, że to bardzo dobre miejsce na randkę, gdzie nie idziemy się najeść, a jedynie porozmawiać przy jedzeniu. Warto jednak zaznaczyć, że nie wziąłem żadnej zupy, a te mogą być bardziej sycące, niż zamówione przeze mnie potrawy.
Romantyczności dodaje ładny wystrój z orientalnymi akcentami i nowoczesnymi meblami. Ciekawym elementem, który zwrócił moją uwagę, są sztućce, które dzięki zdobieniom przypominają bambusa. Ściana od strony ronda „Radosława” jest cała przeszklona, dzięki czemu goście mogą podziwiać widok na panoramę okolic Ronda Daszyńskiego.
Warto zauważyć też, że obsługa restauracji składa się w większości z osób pochodzących z Azji, a kelner, który mnie obsługiwał, mówił jedynie po angielsku. Jednak inni mówią także po polsku, więc nie powinno być problemu z dogadaniem się. Za to osoby, które nie orientują się w kuchni azjatyckiej, docenią menu, które oprócz opisu dań i cen, zawiera duże zdjęcia każdej potrawy.
Napisz komentarz
Komentarze