W sobotę odbył się pierwszy z cyklu piknik pod Prochownią. Głównym punktem wydarzenia stała się zbiórka produktów dla Ukraińców. Mieszkańcy tłumnie okazali swoje wsparcie.
W tym artykule przeczytasz m.in.:
- o tym jaki charakter miał Prochopiknik?
- dlaczego mieszkańcom zależy na utrzymaniu Prochowni?
Sobota, temperatura za oknem dobija nieśmiało do sześciu stopni. Na drzwiach Prochowni wisi kartka informująca przechodniów o zamknięciu lokalu. To skutek trwającego konkursu na dzierżawę Prochowni Północnej w parku Żeromskiego. Temat opisywaliśmy wielokrotnie na łamach Gazety Żoliborza.
Mimo to, odbył się tzw. „Prochopiknik” – wydarzenie, które ma za zadanie kontynuować tradycję spędzania czasu pod Prochownią i spotkań społeczności lokalnej. Miały one tu miejsce przez ostatnie dziewięć lat funkcjonowania lokalu, aż do końca stycznia, kiedy to skończyła się umowa na dzierżawę lokalu. „Miasto zamknęło nam Prochownię, więc otwórzmy ją sobie sami” – taki przekaz płynie z facebookowej strony wydarzenia, które zorganizowali stali bywalcy Prochowni.
W całym parku jeden widok – ludzie z kartonami
Mimo słonecznej pogody podczas wydarzenia próżno było szukać mieszkańców odpoczywających na leżakach czy piknikujących w wesołej atmosferze. Cała uwaga została skierowana na zbiórkę rzeczy dla obywateli Ukrainy, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji w związku z trwającą wojną. Zbiórkę ogłosiła założycielka Prochowni Żoliborz. Mieszkańcy, nie tylko Żoliborza, odpowiedzieli bardzo ochoczo. Przez cały czas trwania pikniku ludzie zbierali się w parku Żeromskiego. Niemal wszystkich łączyło jedno – nieśli torby, kartony, paczki nieraz zapakowane na małe wózki. Część osób zdecydowała się przywieźć dary samochodem, w związku z czym powstał drugi punkt zbiórki na parkingu przed Fortem Sokolnickiego.
- Jestem w szoku, jak duży jest odzew – ten, który widzimy na miejscu, ale również ten w mediach społecznościowych po opublikowaniu postu o zbiórce. Byłyśmy przygotowane na taką sytuację, nauczone doświadczeniem zbiórki dla uchodźców w grudniu, kiedy to vana musieliśmy zapakować czterokrotnie. To dobitnie pokazuje, że Prochownia to nie budynek, tylko ludzie budujący to miejsce: nasi bywalcy, goście, sąsiedzi, spacerowicze oraz nasz zespół. Wspaniale, że ludziom się chce pomagać – komentuje Marianna Zjawińska, założycielka Prochowni Żoliborz.
W miejscu zbiórki było bardzo gwarno i ruchliwie. Panowała atmosfera pracy i rozmów. Sortowano, opisywano, zaklejano, pakowano i ładowano przesyłki. Słychać było głosy pytające o taśmę klejącą, o to co napisać na kartonach. Na każdym z nich musiała znajdować się informacja o zawartości. Ofiarowywano rozmaite rzeczy: koce, środki czystości, karimaty, żywność, sprzęty elektroniczne i ubrania, których było na oko najwięcej.
Na spacerowiczów i pomagających czekała kawa i herbata. Można było również poczęstować się bananowym chlebem, czekoladowymi ciasteczekami i domową foccacią upieczoną przez właścicielkę Prochowni specjalnie na okazję pikniku.
„To miejsce musi istnieć!”
Mieszkańcy, zapytani dlaczego zdecydowali się przynieść rzeczy akurat do Prochowni, wskazywali głównie na sąsiedztwo i bliskość miejsca, która ułatwiła im przekazanie pomocy.
- Postanowiłyśmy przynieść rzeczy do Prochowni, bo mamy tu zdecydowanie bliżej niż do magazynu na Bokserskiej. Nie trzeba było jechać autem, ale można było przyjść na piechotę – mówią dwie młode dziewczyny, Ania i Magda.
Nie brakowało również głosów wsparcia i rozczarowania z zamknięcia Prochowni. - To miejsce musi istnieć! Często się zastanawiamy dokąd pójść, gdzie coś zanieść, a tymczasem wszystko jest tutaj, po sąsiedzku. Prochownia to nie tylko kawiarnia, a międzypokoleniowe miejsce spotkań, kultury, uczenia społeczności jak być aktywnym, absolutnie zasłużone. Zapracowało na swoje imię, dlatego powinno się zrobić wszystko, aby mogło w dotychczasowej formie dalej funkcjonować. Obserwowaliśmy, jak ją tworzono, jak się rozwijała, jak w nią inwestowano. Jej zamknięcie oznacza ogromne koszty emocjonalne, również dla nas. Jeśli mówi się o oddawaniu miasta obywatelom, to nie ma lepszego przykładu. Widać to szczególnie dzisiaj – wyjaśnia małżeństwo, które jak wiele innych osób przyszło wesprzeć akcję.
Pomoc przerosła oczekiwania
Z powodu niespodziewanego zaangażowania warszawiaków i warszawianek trzeba było pilnie znaleźć dodatkowy transport. Jak poinformowały organizatorki zbiórki, zapakowane w samochód dostawczy o pojemności 20 m3 i pięć innych, dużych samochodów rzeczy trafiły do magazynów Urzędu Dzielnicy Bielany oraz Banku Żywności SOS. W poniedziałek trafią bezpośrednio na granicę.
Kolejny piknik pod Prochownią już w przyszłą sobotę.
Napisz komentarz
Komentarze