Polska scena techno ma już 30 lat i doczekała się swojej antologii, która stała się fenomenem na skalę światową. Jej powstanie odnotowały media poświęcone muzyce tanecznej na całym świecie. Jednym z autorów antologii „30 lat polskiej sceny techno” obok Łukasza Krajewskiego i Radka Tereszczuka jest Artur Wojtczak żoliborzanin i ceniony dziennikarz muzyczny publikujący w czołowych tytułach poświęconych muzyce tanecznej. „Polska scena techno zaczyna zajmować swoje miejsce. Mamy DJ-ów czy producentów, którzy stają się popularni na świecie. Co do antologii, to samo tego typu przedsięwzięcie jest unikalne i ściągnęło po prostu na siebie dużą uwagę” – mówi Artur Wojtczak.
Jakub Krysiak: O antologii poświęconej polskiej scenie techno pisały media na całym świecie, również w Berlinie, który jest wręcz mekką muzyki elektronicznej. Spodziewaliście się takiego rozgłosu?
Artur Wojtczak: Wiedzieliśmy, że robimy coś bardzo znaczącego i że będzie miało to wymiar historyczny, bo w Polsce nikt jeszcze czegoś takiego nie stworzył. Natomiast zawsze jest obawa jaki będzie miała odbiór rzecz, nad którą się pracuje. Sam odbiór antologii, co nas zaskoczyło, był wręcz euforyczny, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Praca nad książką trwała 3 lata. Wówczas jeszcze nie było wiadomo, ile egzemplarzy uda się sprzedać, bo techno i muzyka taneczna w ogóle, mimo rosnącej popularności jest jednak swego rodzaju niszą. Ludzi, którzy słuchają tego typu muzyki, jest dużo, ale nie zawsze są aż tak zaangażowani w tę społeczność. Wydawcy nie byli pewni, czy ludzie kupią tę książkę.
I teraz mamy jej trzecie wydanie.
Zgadza się. Przez cały czas potrzebne były dodruki. Obecnie zbliżamy się do 10 tys. sprzedanych egzemplarzy - co nam się nawet nie śniło, zwłaszcza że wszyscy znamy realia rynku wydawniczego. Ludzi zaangażowanych, którzy kochają tę kulturę, chodzą do klubów, słuchają różnego rodzaju DJ-ów i czytają o tym jest jak się okazuje dużo. Miłe jest też to, że ludzie po przeczytaniu naszej antologii pisali, że odżywają w nich wspomnienia. Aż mam ciarki, kiedy o tym mówię! (śmiech) Czytając „30 lat polskiej sceny techno” ludzie byli wzruszeni, bo mogli wrócić wspomnieniami do festiwali czy klubów, na które chodzili.
Jak zrodziła się sama idea stworzenia takiej publikacji?
O tym, że ktoś pracuje nad tego typu publikacją dowiedziałem się od swojej koleżanki. Okazało się, że antologię wymyślił Radek Tereszczuk. Wysłał do ponad 200 osób zapytania o chęć udziału w projekcie oraz ankiety. Gromadził odpowiedzi i eseje, ale to bardzo wolno szło. Ja napisałem swój esej wspomnieniowy. Radkowi bardzo się spodobał. Usłyszałem, że jestem idealny do redakcji antologii. Zgodziłem się i przez kolejny rok ją dokończyliśmy.
Sam też długo myślałem o stworzeniu czegoś podobnego wcześniej, dlatego że jestem autorem wielu tekstów i wywiadów poświęconych muzyce elektronicznej. Publikuję dla wielu portali w kraju i jestem chyba jedynym dziennikarzem w Polsce, który sporo pisze dla zagranicznych mediów poświęconych muzyce elektronicznej. To jest moja wielka pasja i udało mi się publikować w wielu krajach: od Anglii przez Niemcy po Australię. Jestem jedynym Polakiem, którego tekst opublikowano w angielskim magazynie Mixmag. Jest to najbardziej opiniotwórczy tytuł o muzyce tanecznej na świecie, ukazujący się na rynku chyba od 1988 roku. W dodatku wszystkie czołowe tytuły poświęcone muzyce elektronicznej, nawet poza Europą, pisały o naszej antologii ( DJ Mag, Resident Advisor, Groove, Faze, Mixmag Mexico).
To wynika z faktu, że polska muzyka taneczna zajmuje kluczowe miejsce w świecie, czy chodzi o fenomen samej książki?
Polska scena zaczyna zajmować swoje miejsce w świecie. Mamy DJ-ów czy producentów, którzy stają się popularni w skali globu. Niesamowitym wydarzeniem było też docenienie antologii przez twórcę Love Parade - Dr. Motte. Prowadziłem z nim wywiad podczas konferencji w Warszawie. Przed całym wydarzeniem wręczyłem mu „30 lat polskiej sceny techno”, wytłumaczyłem co to jest i był szczerze wzruszony. Powiedział, że to jest coś o co on zawsze walczył – zawsze bowiem wierzył, że ta kultura będzie się rozwijać i że ta muzyka będzie trwać przez dziesięciolecia, w różnych krajach. Wiele osób w esejach opublikowanych w antologii wspomina właśnie Love Parade jako istotny punkt odniesienia. Dla wielu z nich pojechanie do Berlina w latach 90-tych było ważnym marzeniem i swoistym wydarzeniem. Wracali stamtąd zawsze natchnieni.
Minął kawał czasu od pierwszych Love Parade, która zbudowała w pewnym stopniu kulturę techno.
Dr. Motte złożył wniosek do UNESCO, żeby techno jako kulturę wpisać na listę światowego dziedzictwa, bo jest to coś więcej niż muzyka. To zbiór pewnych zjawisk. Powiedział nam, że powinniśmy zrobić to samo, ponieważ opisana przez nas historia toczy się przez dziesięciolecia i porywa swoim nurtem wiele osób.
W naszej antologii opisujemy zjawiska i tworzenie się kultury techno z perspektywy DJ-ów i producentów. Wiele młodych osób po publikacji „30 lat polskiej sceny techno”, pisało do nas, że nie zdawali sobie sprawy w jaki sposób ta kultura w Polsce powstawała.
Co było dla ciebie najbardziej zaskakujące po wydaniu antologii?
Jeśli chodzi o książkę najbardziej zaskoczyło mnie to jak długo ona żyje. Do sprzedaży trafiła w grudniu zeszłego roku. Od momentu, kiedy książka pojawia się na półkach sklepowych z reguły cieszy się popularnością przez miesiąc lub dwa, a jeżeli jest bestsellerem to nawet trzy. Natomiast „30 lat polskiej sceny techno” od grudnia cały czas, gdzieś jest obecne, dlatego że co jakiś czas, w Polsce czy za granicą, pojawiają się na jej temat artykuły. Niekiedy ktoś prosi nas o jej tłumaczenie. Teraz Dr. Motte zaczął ją również promować i pokazywać na różnego rodzaju wydarzeniach. Obecnie pracujemy nad podcastami dla Radia Kampus, które pojawią się w jesiennej ramówce. Będziemy tam opowiadać o tym, co opisaliśmy w książce.
Wisienką na torcie jest to, że dostaliśmy zapytanie z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu w sprawie pomysłu jednego z reżyserów, który chciałby stworzyć awangardową sztukę na podstawie niektórych rozdziałów książki i wystawić ją we Wrocławiu.
Niedawno odezwała się do nas również pani z Goethe-Institut. Niedługo mam się z nią spotkać, więc zobaczymy jaki będzie efekt tego spotkania.
Czyli wokół książki tworzy się pewne uniwersum.
Tak, zdecydowanie! Tą książką przedarliśmy się też do mainstreamu, co może dowodzić fakt, że pisały o niej nie tylko muzyczne tytuły, ale też prasa codzienna. Byłem w ogromnym szoku, kiedy zobaczyłem fragment książki ( mój esej) w weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej”.
Czego można się spodziewać po tej książce?
Wydaje mi się, że dla osoby, która nie ma żadnego pojęcia o tej kulturze, ta książka może być zbyt trudna i hermetyczna. Natomiast ktoś, kto cokolwiek wie i zerknie na tytuły rozdziałów, powinien znaleźć dla siebie interesujące zagadnienie.
Książka jest podzielona na kilka części. Jedna jest poświęcona rozwojowi kultury techno przez pryzmat polskich miast i różnych części Polski. Kolejna opisuje to, co działo się w Warszawie jako głównym ośrodku rozwoju sceny techno. Jest też część poświęcona DJ-om i producentom, a także zjawiskom związanym z techno. Sporo mówimy o tym jaki wpływ miała kultura techno na politykę, równouprawnienie, jak walczono z szowinizmem i różnego rodzaju dyskryminacjami.
W kontekście społeczno-politycznym i wpływu kultury na ten obszar dużo do tej pory mówiło się o punk-rocku oraz Jarocinie. Widzę duży związek między tymi kulturami.
W książce wspominamy o korzeniach i asocjacjach techno jako muzyką buntu a właśnie punkiem, bo sporo osób, które są na tej scenie wywodzi się z subkultury punkowej. Do muzyki elektronicznej przyciągnęło ich to, że jest tam ten sam duch buntu przeciwko establishmentowi, ale wyrażony inaczej – poprzez elektronikę. Do tego dochodzi właśnie walka z homofobią, szowinizmem, zdobywanie większego pola na scenie dla DJ-ek. To daje się odczuć zwłaszcza w ostatnich latach. Świadczy to o tym, że techno zawsze było muzyką polityczną, bo wywodzi się od ludzi czarnych, którzy byli dyskryminowani, sfer gejowskich, które chciały tańczyć do innej muzyki. W miejscach, w których ci ludzie się gromadzili i tworzy enklawy eksperymentowano i puszczano nowe dźwięki.
fot. Jakub Szafrański
Tak też było w Polsce?
W książce jest wywiad z Michałem Ostapowiczem, który wspomina o klubie Le Madame, który był enklawą wolności w Warszawie. Tam obecny był duch zachodniego stylu niczym nieskrępowanego, zupełnie jak w Berlinie.
Z perspektywy 30 lat w jakim miejscu jest dziś polska muzyka techno?
Muzyka techno rozwinęła się w kilku kierunkach. Są ludzie z tzw. starej gwardii, którzy są zdania, że kiedyś to było lepiej. Ja utożsamiam się ze stwierdzeniem DJ-a Mica Ostapa, który uważa, że kiedyś pewne rzeczy były lepsze i zdobyły większy entuzjazm, bo trudniej było zdobyć nagrania. To wynika ze specyfiki danych czasów. Teraz każdą piosenkę można znaleźć na Shazamie albo YouTube, a kiedyś trzeba było podglądać, kto jakie ma płyty, ale nie było szans, żeby zdobyć ten sam egzemplarz. Jeździło się raz w miesiącu do Berlina, ale na te wyprawy odkładało się pieniądze. Dostęp do muzyki był trudniejszy, ale radość ze zdobycia jakieś płyty była nieopisana. Teraz na wyciagnięcie ręki mamy niezliczoną ilość utworów i nie ma tu już radości z odsłuchiwania płyt.
Z kolei dobrą stroną tych czasów jest dostęp do dobrego sprzętu, kluby są bardziej cywilizowane i ich poziom jest światowy. Przyjemnie jest grać. Kiedyś dużo było prowizorki. Ktoś mógł mieć świetne płyty, ale one po prostu źle brzmiały, bo wynikało to ze złej specyfiki sprzętu. Teraz nie ma takich problemów, a dobre nagłośnienie w klubach stało się standardem.
Dzięki temu muzyka taneczna stała się powszechniejsza?
To co mnie ogromnie cieszy to fakt, że w Polsce ludzie zaczęli bawić się nawet w niedzielę przy dziennym świetle, na imprezach z ładną oprawą. Byłem ostatnio w „Splocie Słonecznym”, gdzie jest cudowny klimat. Spodoba się osobom, dla których techno jest po prostu za mocne.
Ewenementem jest też fakt, że kultura, która była undergroundowa na całym świecie jest niezwykle popularna. Powstało wiele gatunków i podgatunków. Jest dużo muzyki dobrej i złej, ale dzięki temu mamy w czym wybierać.
Napisz komentarz
Komentarze