Mam je do tej pory. Rozmaite, drobne przedmioty pochodzące z dziecięcych wykopalisk z naszego żoliborskiego ogrodu. Skarby. Tak je wtedy nazywałyśmy. W zasadzie, po dziś dzień tak na owe swoiste precjoza patrzę. Nasz ogród był inny, aniżeli ogródki znajdujące się po sąsiedzku.
Charakteryzował się dużą połacią. A to ze względu na obecność aż sześciu garaży! Tak! Nie wiem dokładnie, w których latach, ale na terenie należącym do naszego przyszłego domu wybudowano garaże. Parkowali tam swoje samochody kierowcy z bliższej i dalszej okolicy. Nawet każdemu z nich nadawaliśmy przydomki (śmiech). Był np. „Tyrolczyk”, facet najczęściej widziany w tyrolskim kapeluszu. Albo „Garret”. To był sąsiad, który aparycją przypominał jakiegoś Garreta z jednego z amerykańskich seriali (już nie pamiętam, co to była za postać oraz jaki tytuł nosił ten serial). Ale dlaczego ja pisze o tych garażach? Bo dzięki temu, że tam się znajdowały, znaczna część gruntu prezentowała się jak typowe, pomiędzy - blokowiskowe, że tak powiem, rodem z lat 70 - tych i 80 - tych, klepisko. Czytelnicy z mojego pokolenia wiedzą, o co chodzi, nieprawdaż? Ubity taki piacho - ziem, zaszczątkowany różnorakiej grubości gruzem. Kawałki cegieł rudych, kawałki cegieł białych. Kamyki. Okruchy betonu. Gdzieniegdzie, maleńkie oazy roślinności, czyli babka zwyczajna i trawska, których oblicza pamiętam, ale nazewnictwa już nie.
Och! Jakież to było wszystko piękne! Jak bardzo pachnące beztroską, nieświadomością ciężkości życia, jak bardzo zbliżało do jakiegoś sacrum poprzez styk z niewiadomym. Czasami, zaledwie kilka pchnięć łopatką, czy głębszych „zadrapań” suchej, ubitej powierzchni, a naszym dziecięcym oczom ukazywały się istne cudeńka. Najczęściej znajdywałyśmy więc przedwojenne monety i odłamki pocisków. Były też porządnie zardzewiałe kluczyki, albo fragmenty metalowych ornamentów niewiadomego zastosowania. Absolutnym rarytasem był dziurawy, bardzo już rdzą przeżarty hełm. Prawdopodobnie służył jako garnek. Zrobiono w nim dwie dziurki, przez które przewleczono drut. Po wielu latach znalazł należne mu miejsce spoczynku - wraz z moimi nastoletnimi synami przekazaliśmy go Muzeum Powstania Warszawskiego.