Rozmowa z Karoliną Koszewską Mistrzynią Europy i wielokrotną Mistrzynią Polski w boksie. Niewiele brakuje jej do wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie, a do decydującej walki przygotowuje się w Żoliborskiej Szkole Boksu.
Jak długo jesteś związana z Żoliborzem i jaki to stopień powinowactwa? Wychowywałaś się tu?
Nie, jestem z Pragi Północ, tam się urodziłam i do dzisiaj mieszkam. Mniej więcej od półtora roku trenuję w Żoliborskiej Szkole Boksu u Jacka Dymowskiego. A do liceum na Zuga trafiłam, bo chciałam iść do szkoły sportowej. Wielu moich znajomych z czasów, kiedy jeszcze zajmowałam się gimnastyką akrobatyczną, poszło do tej szkoły. Chciałam być z nimi, więc również tam poszłam, już jako kickboxerka. Dojeżdżałam z Pragi Północ na Bielany. Zresztą, kickboxing trenowałam też na AWF-ie.
Od półtora roku trenujesz na Żoliborzu. Znasz okolicę. Masz jakieś swoje ulubione miejsca?
Jeszcze zanim dołączyłam do Żoliborskiej Szkoły Boksu,przyjeżdżać z moimi dziećmi do parku na Kępę Potocką. Bardzo mi się podoba ten park i tamtejsze place zabaw. Teraz dzieciaki trochę już z nich wyrosły, ale dalej lubimy tam spacerować, karmić kaczki. Nawet kiedy mam w planie dzień biegowy to nie wybieram Parku Praskiego tylko park na Kępie Potockiej. Poza tym mój mąż jest z Żoliborza. Poznaliśmy się na Placu Wilsona. To też jest taki mój związek z Żoliborzem.
Można cię spotkać w którymś z parków jak boksujesz?
Teraz w okresie pandemii, kiedy kluby były pozamykane, spotykaliśmy się w parku na Kępie Potockiej, bo to jest blisko klubu. Ale przeważnie trenujemy w salce, bo potrzebny jest ring, worki itd.
Wiemy, że w dzieciństwie zajmowałaś się gimnastyką. Skąd się u ciebie wzięła zajawka na boks?
Jako dziecko próbowałam wszystkiego po trochu, gimnastyki, siatkówki, pływania. Pochodzę z rodziny z tradycjami bokserskimi. Mój dziadek, tata i starszy brat boksowali. Brat nawet z sukcesami, bo też był wicemistrzem i mistrzem Polski. Jednak brat szybko skończył z boksem, bo chyba w wieku dwudziestu trzech lat, a ja właśnie wtedy zaczęłam uprawiać kickboxing. Potem były moje pierwsze mistrzostwa Polski w boksie, w których wystartowałam i mi się bardziej spodobało. Jeszcze przez jakiś czas łączyłam boks i kickboxing, ale jeśli się pokrywały jakieś zgrupowania czy turnieje, to zawsze wybierałam boks.
Wspomniałaś, że jesteś z bokserskiej rodziny. Jak wyglądało wsparcie z ich strony?
Mam o 6 lat starszego brata. Gdy był nastolatkiem trenował, oglądałam jego walki, jeździłam z nim i całą rodziną na zawody, obserwowałam go sobie z boku. W domu tata pokazywał pozycję bokserską. Ale to była taka zabawa, naśladowanie brata, w tamtych czasach kobiecy boks nie był jeszcze tak popularny i niewiele dziewcząt trenowało. W wieku 16 lat poszłam na salę do trenera, u którego kiedyś trenował mój brat i zobaczyłam, że trzy dziewczyny tam już trenują i pomyślałam, że dobrze się składa, będę czwarta, będzie do pary. Wciągnęłam się, złapałam bakcyla i zostałam już na tej sali.
Masz dość długie doświadczenie z boksem. Jak przez te wszystkie lata zmienił się boks kobiecy?
Coraz więcej kobiet uprawia boks i to nie tylko wyczynowo. Jest to teraz bardzo modna dyscyplina, nawet jako zamiennik aerobiku. Coraz więcej dziewczyn startuje w zawodach, poziom się podnosi i wyrównuje. Kiedyś boksujących kobiet było mało, więc ogromną przewagę miały te dziewczyny, które już wcześniej trenowały kickboxing. Kiedy pozostałe zawodniczki dopiero zaczynały się uczyć boksu, to my już miałyśmy doświadczenie ze startami w ringu. Teraz ta różnica się zaciera, poziom jest bardziej wyrównany. No i połączenie kobieta-boks coraz mniej szokuje.
W 2008 roku przerwałaś karierę zawodową i zdecydowałaś się na urodzenie dzieci. Mamom przypisuje się w rodzinie rolę pewnej ostoi miłości, dobroci, łagodności. Kiedy ta sama dobra, łagodna mama wychodzi na ring w wielu głowach rodzi się pewne poczucie sprzeczności. Jaką mamą jest wielokrotna mistrzyni Polski, mistrzyni Europy, mistrzyni Świata i złota medalistka Igrzysk Europejskich w boksie? Dzieci czują respekt?
Nie, w ogóle nie czują respektu, nie staram się zastraszać dzieci i nie trzymam reżimu, ale staram się wszystko tłumaczyć z miłością i dobrocią. Takie mam sposoby wychowawcze, także synowie na pewno się mnie nie boją. Mamy dobry kontakt. W wakacje czy ferie staram się zabierać synów ze sobą na zgrupowania. Teraz akurat ich ze mną nie ma, ale już może na następny obóz do Cetniewa ich zabiorę. Próbuję to jakoś łączyć, no bo jednak tęsknimy za sobą, kiedy nie ma mnie w domu.
Przyszedł w 2008 roku koniec kariery zawodowej, pojawiło się macierzyństwo, byłaś szczęśliwą matką. Po co znowu wracałaś do tego boksu? Przecież to się w głowę obrywa cały czas. Niebezpieczna dyscyplina.
Jak to mówią: ciągnie wilka do lasu. Całe życie między 16. a 26. rokiem życia spędziłam na walizkach. Tylko zgrupowania, jak nie nad morzem to na Mazurach, jak nie na Mazurach to w górach, albo w ogóle gdzieś poza Polską. Potem, kiedy się pojawiały kolejne dzieci, zaczęłam czuć się źle siedząc w domu. To nie był dla mnie normalny stan, do którego przywykłam i stwierdziłam, że muszę coś zacząć robić, bo zwariuję. Pod koniec 2016 roku zmieniły się przepisy. Od tego momentu byli zawodowcy mogą wrócić do boksu olimpijskiego. Od razu tak zrobiłam.
Mówisz, że wróciłaś do boksu, bo nie miałaś co robić, ale osiągnięcia są imponujące jak na efekt nudy. Miałaś dziewięć lat przerwy, w 2017 roku wróciłaś do regularnych treningów, a już w 2018 roku ponownie zostałaś mistrzynią Polski. Jak ci się to udało?
Cały czas ciężko pracowałam na ten sukces. W 2017 parę miesięcy potrenowałam, przegrałam w finale 4:1 i zdobyłam wicemistrzostwo Polski. Potem już dzięki temu, że byłam medalistką mistrzostw, zostałam wciągnięta do kadry narodowej. Zmieniłam też kategorię wagową, poszłam wagę niżej i udało mi się zdobyć mistrzostwo Polski w 2018.
Jesteś mistrzynią Polski w boksie z 2002, 2003, 2004, 2005, 2018, w 2019 srebro, ale w tym roku (19 listopada, gratulacje) znowu złoto. Nie nudzi ci się to?
Nie, nie nudzi, wręcz chciałabym więcej. Teoretycznie jeszcze dwa razy mogę wystartować w mistrzostwach Polski, bo regulamin dopuszcza zawodniczki do 40 roku życia. Zobaczymy czy uda mi się za rok i za dwa lata i czy będę miała jeszcze takie chęci i czy zdrowie pozwoli. Z wiekiem jest po prostu coraz ciężej.
Kiedy wchodzisz do hali podczas kolejnych zawodów, to czy wśród rywalek są reakcje: „Boże, znowu ta Koszewska… Zwijamy się, nic nie ugramy”?
Czasami myślę, że jest, ale też wiem, że są młode dziewczyny, które są głodne sukcesu i chcą mnie pokonać. Jest takie przysłowie „bij mistrza” i po prostu każdy trenuje na tego najlepszego rywala.
Nie wytykając nikomu wieku, masz już 38 lat…
Już prawie 39…
No właśnie, dla sportowca to chyba ostatnia chwila na poważne osiągnięcia. Co poczułaś, kiedy twój ostatni mecz kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich został odwołany z powodu pandemii? Bałaś się, że nie uda ci się pojechać na igrzyska?
Wyjazd na Igrzyska Olimpijskie to moje największe marzenie, ale nie zdenerwowałam się, przyjęłam to spokojnie, starałam się znaleźć pozytywy i znalazłam takie, że zdobyłam czas, żeby się jeszcze lepiej przygotować. Ten mecz został przełożony na kwiecień 2021.
Dużo zamieszania w branży sportowej wywołał koronawirus SARS-Cov-2. Jak wygląda życie sportowca w dobie pandemii? Jak wiele utrudnień, i jakich, spotykasz teraz na swojej drodze?
Na szczęście tylko na początku, po kwalifikacjach do igrzysk, byliśmy zamknięci na kwarantannie dwa tygodnie. Potem u nas w Polsce było tak, że jak skończyliśmy kwarantannę, to rząd wprowadził obostrzenia zakazujące biegania w parkach i lasach, więc trzeba było w domu trenować, żeby podtrzymać formę. Potem częściowo wróciło to do normy, bo otwarte zostały Centralne Ośrodki Sportowe i mogliśmy w nich razem trenować. Ale rzeczywiście to ciężka sytuacja, szczególnie dla psychiki, wyjaśnię to na przykładzie: załóżmy, że za miesiąc mamy jakiś start, trenujemy do tych zawodów, ale cały czas w podświadomości jest taka myśl, że może jednak ten start zostanie odwołany. To powoduje ogromny mętlik w głowie i niepewność. Ale jeżeli chodzi o warunki do trenowania to jest w miarę dobrze. Nawet jeśli rząd coś zamyka, to ten boks jakoś sobie radzi. Myślę, że z pływalniami jest gorzej, chociaż teraz jest tak, że jak ktoś przygotowuje się do zawodów to może z nich korzystać.
Zdjęcia dla Lotto
Fot.: Robert Danieluk
[/FMP]
Napisz komentarz
Komentarze