Coraz częściej postawa rządu wobec strajków kobiet porównywana jest ze stanem wojennym z okresu PRL. Wszystko zaczęło się od orędzia Jarosława Kaczyńskiego.
Niewspółmierna do postawy manifestujących, ale też niezwykle nagłaśniana brutalność policji jest od pewnego czasu głównym przedmiotem dyskusji w przestrzeni publicznej. Strona rządowa określa je jako działania całkowicie niezbędne i uzasadnione, jednak z drugiej strony mówi się o ogromnym podobieństwie do sytuacji panującej w latach 1981 - 1983, podczas stanu wojennego. Zaczęło się od przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, w którym wzywał do obrony kościołów. Opozycja porównała je do ogłoszenia stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
– 39 lat temu władze PRL wprowadziły w Polsce stan wojenny. Wymierzony był w niezależne i samorządne społeczeństwo, zorganizowane w dziesięciomilionowym Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym „Solidarność”. 13 grudnia 1981 roku władza internowała tysiące działaczek i działaczy związkowych, zawiesiła działalność związków zawodowych i twórczych, zmilitaryzowała radio i telewizję, zawiesiła redakcje gazet, wprowadziła zakaz strajków i manifestacji oraz godzinę policyjną. „Solidarność” odpowiedziała na stan wojenny strajkami okupacyjnymi, a po ich brutalnej pacyfikacji nie poddała się, lecz zeszła do podziemia – pisze Danuta Kuroń, działaczka opozycji w PRL. 13 grudnia zaapelowała do dawnych działaczy antykomunistycznej opozycji o wyrażenie wsparcia dla strajkujących kobiet.