Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 27 kwietnia 2024 07:17

Powstanie Warszawskie: 76 lat od najkrwawszego dnia w historii Marymontu

Masowe morderstwa na ulicach Żoliborza. Mija rocznica pacyfikacji Marymontu.

„Zaprowadzono nas nad stawy, kazano klęknąć (…). Ukraińcy zaczęli odbierać od nas biżuterię i bardziej wartościowe przedmioty. Z grupki mężczyzn młody Ukrainiec zabrał kolejno trzy czy cztery czwórki mężczyzn i za każdym razem odprowadzał za wzgórze skąd słyszałem odgłosy strzałów z karabinu. Następnie Ukrainiec wracał sam” – tak zapamiętał dzień 14 września 1944 Władysław Gąsiorowicz, który mieszkał przy ul. Marii Kazimiery i cudem ranny przeżył Pacyfikację Marymontu.

Wszyscy muszą zginąć, a miasto ma przestać istnieć

Niemcy już od początku powstania dokonywali masowych rzezi cywilów w Warszawie. Żołnierze mordowali mieszkańców Warszawy na rozkaz Adolfa Hitlera nakazujący zburzenie stolicy Polski i wymordowanie wszystkich jej mieszkańców. Rzeź Woli dokonana w pierwszym tygodniu sierpnia 1944 roku była prawdopodobnie największą jednorazową masakrą ludności cywilnej w Europie podczas II Wojny Światowej.  Jednocześnie uznawana jest za największą w historii pojedynczą zbrodnię dokonaną na Polakach. Źródła podają, że zginęło wtedy od 30 do 65 tys. Polaków.

Pacyfikacja Marymontu nie była aż tak krwawa. Dokonana została przede wszystkim przez żołnierzy Wehrmachtu oraz ich kolaborantów ze wschodu. W innych dzielnicach Warszawy rzezi cywilów dokonywały specjalnie wyznaczone do tego jednostki SS i policji niemieckiej.

To była nagła, ale dobrze zorganizowana akcja

Choć od 22 sierpnia 1944 roku, kiedy upadło natarcie powstańców na Dworzec Gdański rejon Marymontu nie był objęty większymi działaniami bojowymi. Dopiero 13 września Niemcy niespodziewanie rozpoczęli silny ostrzał Marymontu przy pomocy wozów pancernych. Spowodowane to było odwrotem Niemców związanym z sowieckim natarciem na Pragę.

Niemcy zaatakowali powstańców z dwóch stron. Jedna ekipa okupantów kroczyła wzdłuż ulic Marymonckiej i Gdańskiej, a druga od ulicy Kamedułów wałem wiślanym do cytadeli. Po walkach trwających niemal 8 godzin, około godz. 20:00, Niemcy opanowali cały Marymont. Polacy utracili zdobyte 2 tygodnie wcześniej budynki „Olejarni” przy ul. Gdańskiej 33 oraz Szkoły Gazowej przy ul. Gdańskiej 6. Ocalali Polacy zmuszeni byli wycofać się do kwartału między ul. Potocką i Drużbackiej.

Walki o Marymont 13 września były bardzo krwawe. W książce „Żoliborz 1944” Grzegorz Jasieński pisze, że w pododdziałach zgrupowań „Żubr” i „Żmija” straty dochodziły do 30 proc. zabitych i rannych. Niemcy również ponieśli poważne straty w ludziach, a dodatkowo powstańcy uszkodzili 6 niemieckich wozów pancernych.

Cały Marymont nasiąknął krwią

Po objęciu panowania nad Marymontem, Niemcy rozpoczęli proces palenia domów i mordowania cywilów – zarówno mężczyzn, jak i kobiet oraz dzieci. Żołnierze Wehrmachtu i ich wschodni kolaboranci wypędzali Polaków z domów oraz grabili cenne przedmioty osobiste. Mieszkańców Marymontu prowadzono do gmachu CIWF, czyli dzisiejszego AWF-u. Tam dokonywano gwałtów, a po selekcji jeńców wywożono do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Ludzi masowo rozstrzeliwano także na ulicach Żoliborza. Kilka z egzekucji miało miejsce przy ul. Marii Kazimiery, a także przy ul. Gdańskiej, Dembińskiego, Bieniewickiej, Barszczewskiej, Kolektorskiej i w innych miejscach. Cywilów, którzy skryli się w piwnicach także zabijano, wrzucając do podziemi granaty. Świadkowie zeznawali, że niektórych cywilów Niemcy wykorzystywali jako „żywe tarcze”. Podczas późniejszych działań bojowych kazano jeńcom iść przed niemieckimi czołgami.

„Około godz. 14-tej do naszego domu dotarły oddziały ukraińskie od strony ul. Rymkiewicza i Dembińskiego. Znajdowałem się w tej chwili w piwnicy domu razem z około 150 osobami, w tym kobietami, dziećmi, lokatorami domów sąsiednich zapalonych pociskami. Do piwnicy tej zostały najpierw wrzucone granaty, które poraniły wiele osób i spowodowały zawalenie się schodów. Następnie usłyszeliśmy rozkaz wychodzenia w języku ukraińskim [wychodi!]. Ludzie zaczęli wychodzić. (...) Za rogiem naszego domu, od strony ul. Dembińskiego stał karabin maszynowy na podstawkach, obsługiwany przez kilku żołnierzy. Na ul. Rogalskiego, w kierunku ul. Dembińskiego zobaczyłem leżące zwłoki. Kiedy zrobiliśmy parę kroków, padła do nas salwa z karabinu maszynowego ustawionego za rogiem domu. Upadłem natychmiast na zwłoki nie będąc rannym, po chwili podniosłem się i zacząłem uciekać ulicą Dembińskiego.” – tak relacjonował wydarzenia z 14 września 1944 r. Władysław Gąsiorowicz.

Jak w książce „Powstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej” opisał Adam Borkiewicz: Adam Rzeszotarski, dowódca zgrupowania „Żmija” działającego na Marymoncie, gdy znalazł pod pałacykiem Marysieńki ciała swojej matki, żony i syna, doznał załamania nerwowego i nie był w stanie kontynuować dowodzenia zgrupowaniem.

Dobijali nawet najsłabszych

Niemieccy żołnierze nie mieli litości także dla rannych osób. W domu przy ul. Rajszewskiej 12 używając granatów i miotaczy ognia zamordowano 14 rannych członków zgrupowania „Żmija” oraz 3 sanitariuszki. Napadnięto także na powstańczy punkt sanitarny przy ul. Rudzkiej 4, gdzie zabito 20 rannych oraz nieustaloną liczbę medyków.

Pacyfikacja Marymontu trwała także kolejnego dnia. 15 września Niemcy opanowali domy przy ul. Gdańskiej 4 i 4A, gdzie rozstrzelali 30 osób, w tym kobiety i dzieci. Wrogie samoloty bombardowały Żoliborz. Tego dnia zabito także 20 mieszkańców ulicy Bieniewickiej. Powstańcy z Żoliborza wykazali się jednak dobrą taktyką i odpierali kolejne ataki okupantów. 16 września odbito domy przy ul. Gdańskiej i zakończono falę mordów cywilów.

Szokujące dni o, których nie można zapomnieć

Dni 14 i 15 września były jednymi z najbardziej przykrych i szokujących dla mieszkańców Żoliborza. Wielu z ocalałych musiało żyć ze świadomością straty bliskich. Po tych wydarzeniach Niemcy zaproponowali, aby Żoliborz skapitulował. Dowódca obwodu AK Żoliborz Mieczysław Niedzielski „Żywiciel” odpowiedział Niemcom wysyłając im protokół oględzin masakry przy ul. Gdańskiej. Była to odpowiedź przekazująca Niemcom więcej niż tysiąc słów.

Oto pierwsze zdania raportu oględzin zbrodni przy ul. Gdańskiej 4 sporządzonego przez fotoreportera Olgierda Giedrojcia na rozkaz „Żywiciela”: „Już w rowie dobiegowym daje się odczuć mdlący zapach i swąd spalenizny. W pierwszym korytarzu piwnicznym domu przy ul. Gdańskiej 4 potykam się o coś, co po zapaleniu zapałki okazuje się do połowy zwęgloną nogą ludzką. W następnym korytarzu zagradza mi drogę trup nagiej kobiety lat około 30, zgwałconej przed śmiercią. Domyślam się tego po szeroko rozstawionych nogach i zakrytej ręką przerażonej twarzy.”

Dzisiaj przechadzając się ulicami Marymontu możemy zaobserwować wiele tablic upamiętniających ofiary rzezi. Pomniki stoją w miejscach masowych egzekucji m. in. w Parku Kaskada, przy ul. Bieniewickiej 2B, Gdańskiej 4A i pod kościołem Matki Bożej Królowej Polski przy ul. Gdańskiej 6A.


Dołącz do społeczności Gazety Żoliborza. Rusza zbiórka na Patronite

comment_e80aIjE1RO9mX2IpprAMBVnou4DNTPdSw400

comment_e80aIjE1RO9mX2IpprAMBVnou4DNTPdSw400


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
bezchmurnie

Temperatura: 9°CMiasto: Warszawa

Ciśnienie: 1013 hPa
Wiatr: 13 km/h