„Ogarnij się, inni mają gorzej.” „Przestań się roztkliwiać.”„Weź się za jakąś robotę, to ci przejdzie”. Te słowa huczą Marzenie w głowie, nie chcą przejść do niepamięci. Uderzyły nagle, z wielką siłą, zadały ból psychiczny i fizyczny. Nie spodziewała się ich od ludzi, którzy byli jej przyjaciółmi.
Twierdzili, że
to dla jej dobra, że trzeba ją „postawić do pionu”. Rozpłakała się i uciekła.
Zaszyła się w domu, wyłączyła telefon, zwinęła w kłębek i rozpaczliwie wyła.
Ból rozsadzał jej głowę, palił w klatce piersiowej, zaciskał mięśnie.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego dostępu do wybranych treści. Jeśli chcesz zyskać dostęp do wszystkich artykułów, wykup prenumeratę.
„Dlaczego oni
nie rozumieją, co się ze mną dzieje? Dlaczego mnie ranią?” Marzena czuje się
bezradna. Nie ma sił, by się bronić, by tłumaczyć, że jej zachowanie nie jest
„na pokaz”. Ona nie chce tak się czuć, ale to się dzieje niezależnie od jej
woli. „Motywujące” słowa bolą. Zamiast mobilizacji i podniesienia na duchu,
bardziej dołują, ranią niczym ostre noże. Marzena myśli, że otoczenie żąda od
niej czegoś niewykonalnego.
„Słowa zadają
ból fizyczny? To niemożliwe” – tak kiedyś myślała. Teraz, kiedy jej kondycja
psychiczna wyraźnie siadła, rozumie to i czuje. Świat, kiedyś barwny, pełen
energii i radości, nagle gdzieś zniknął. Otacza ją gęsty mrok tak szczelny,
jakby była uwięziona w kokonie. Pustka, rozpacz, niemoc, poczucie beznadziejności
– to jej obecna codzienność.
Kiedyś jej domeną
były taniec, pływanie, górskie wspinaczki. Ma wielu przyjaciół, z którymi spędzała
dużo czasu. A teraz? Są dni, gdy nie ma siły, by wstać z łóżka. Zwinięta w kłębek
odcina się od otoczenia. Chce mieć „święty spokój”, chce zapaść się w niebyt.
Co się stało, że
ta towarzyska, pełna życia kobieta, nagle odcięła się od wszystkiego, co do tej
pory sprawiało jej radość? Skąd ten nagły spadek sił i brak chęci do życia?
Dlaczego reaguje płaczem i ucieczką nawet na drobne trudności czy niektóre słowa?
Przyczyny mogą być różne. Często tkwią gdzieś głęboko, w zakamarkach całego życia.
Kumulują się przeżycia od dzieciństwa do teraźniejszości. Napinają coraz
mocniej „strunę” mózgu, aż pewnego dnia, pod wpływem z pozoru błahego powodu,
ta „struna” pęka i następuje załamanie psychiczne.
Są sygnały, które możemy zauważyć, chociaż najczęściej
oskarżamy o nie szybkie tempo życia, trudną sytuację w pracy, nerwy. Organizm
próbuje sprostać natężeniu stresujących bodźców, ale w pewnym momencie nie daje
rady. Desperacko żąda zmiany trybu życia. Poznajmy kilka takich sygnałów.
Problemy ze snem: z trudem zasypiamy, śpimy
nerwowo, często się budzimy, wcześnie się wybudzamy. Kłębiące się myśli atakują
nas w porze wyciszenia, w głowie huczy niczym w ulu, próbujemy analizować
problemy z dnia. Sen nie przynosi wytchnienia, bo marzenia senne pełne są
koszmarów. Budzimy się zlani potem, długo nie możemy ponownie zasnąć. To nasz
przebodźcowany mózg próbuje „przetrawić” dane, które wrzucaliśmy do niego przez
cały dzień.
Zaczynamy mieć problemy z pamięcią i ogarnianiem
obowiązków, które do tej pory nie sprawiały nam problemów. Popełniamy coraz więcej
błędów, zawalamy terminy, zapominamy. Nasza praca, mimo wkładania w nią coraz
więcej czasu i sił, staje się mniej efektywna. To sprawia, że narasta w nas
stres i poczucie beznadziejności.
Mamy problemy z jedzeniem. „Zajadamy” stresy, waga
niepokojąco szybko rośnie lub tracimy łaknienie, zapominamy o jedzeniu, nie
czujemy smaku, zapach jedzenia drażni, nawet powoduje torsje. Jemy
automatycznie. Gwałtownie chudniemy.
Pojawiają się problemy z panowaniem nad emocjami.
Stajemy się bardzo nerwowi. Reagujemy nieproporcjonalnie silnie nawet na drobne
trudności. Krzyczymy, wszczynamy awantury, wszystko nas złości. Albo przeciwnie
– zapadamy się w sobie, stajemy się obojętni na wszystko. Płaczemy z byle
powodu, a nawet bez powodu. Nie potrafimy określić co czujemy, dlaczego
reagujemy tak, a nie inaczej, nic nas nie cieszy. Uciekamy od ludzi, szukamy
samotności.
Bywają różnego
typu problemy z objawami somatycznymi. Bez faktycznej choroby pojawiają się różne
bóle (np. opasujący ból głowy, bóle mięśni, bóle brzucha), odczuwamy silne napięcia
mięśni (szczególnie karku). Mogą pojawić się „szumy” w głowie, torsje,
biegunki, nietypowe zmiany skórne. Nie można znaleźć ich przyczyny, nie pomagają
leki. Brak diagnozy rodzi kolejny stres, przerażenie, uczucie niemocy. Gdy
lekarze proponują skonsultowanie się z psychiatrą, by ewentualnie wykluczyć
chorobę lub zaburzenie psychiczne, mamy wrażenie, że wariujemy.
Depresja to bardzo rozpowszechniona choroba.
Prawdopodobieństwo, że spotkamy osoby z tą chorobą jest duże. W internecie
znajdziemy wiele porad jak pomóc osobie, która zmaga się z depresją. Jest też
wiele porad „czego nie mówić/nie robić”.
Przy okazji „Dnia depresji”, na jednym z portali,
odbyła się dyskusja zainicjowana postem Marcina✱: Dzień depresji wpędza mnie w
depresję. Jestem ze wszystkich stron bombardowany negatywnym przekazem czego
„nie robić/mówić ludziom” z depresją. A jakieś konstruktywne propozycje – jak
się zachowywać, żeby być pomocnym? Bo z tego, co dzisiaj czytałem, to najlepiej
zastygnąć w bezruchu[…] Mogę zrozumieć, mogę wysłuchać […], ale gdzieś, w
jakimś momencie, przychodzi ten moment, że muszę otworzyć gębę. I mam wyłącznie
warunkowanie negatywne: nie rób, nie mów, nie rozumiesz, ogólnie „ić stond”. To
nie są rady które mogą komukolwiek pomóc.
To była bardzo
przydatna dyskusja. Obok standardowych, uogólnionych porad (chociaż były i
dziwne), odezwały się osoby, które zmagają się z depresją. Opisały swoje
odczucia na temat powszechnych, stereotypowych porad. Anka napisała: […] co
robić… to trudne do określenia. Przeglądałam różne propozycje i większość z
nich posłałabym od razu do diabła. Ktoś, kto je proponował, chyba chciał na siłę
coś wymyślić i „mu się wydawało”. Na propozycję Michała, by odstawić kawę i
fajki, więcej spać i lepiej się odżywiać, odpisała: Twoje rady są… do
niczego. W swoich epizodach depresyjnych miałam stany snu ciągłego (tak, 2-3
dni snu), albo stany nie-snu po kilkanaście dni. Papierosów nie palę od zawsze,
więc odstawić nie mogę. […] pamiętaj, że osoby w epizodach depresyjnych (to
termin stosowany w psychiatrii, a nie sugestia, że „coś tam się przytrafiło”),
mają różne problemy, z którymi sobie nie radzą. Badania naukowe wykazały również,
że u takich osób kurczy się hipokamp […], przez co często mogą używać
nieadekwatnych słów, zapominać, ale także zachowywać się irracjonalnie. Ataki
paniki też nie pomagają. A na ataki paniki niestety „odstawienie kawy i
papierosów”, nie pomoże.
Marek napisał:
raz, że nie ma jednego sprawdzonego szablonu, dwa, że łatwiej jest się
zorientować w temacie, gdy ktoś Ci zarysuje empirycznie, co sprawia mu problem
[…]. Marcin odpowiedział: na podstawie wszystkich „tegonierobów”, jakie czytałem,
zgaduję, że ktoś, kto jest w dole, nie będzie umiał powiedzieć, co mu jest
potrzebne, bo zdefiniowanie problemu to połowa sukcesu; pewnie, że nie będzie
jednej prostej metody dla wszystkich, ale na jakimś ogólnym poziomie powinno się
dać wymienić podstawowe zalecenia tak samo, jak się wymienia „tegonieroby”.
Pojawiły się propozycje pomocy. Marek: Kontakt z
depresją, to kwestia wyczucia i zrozumienia, a nie wyuczenia się czegoś i
ogólnych zaleceń. Z mojego własnego doświadczenia mogę powiedzieć tylko tyle:
jeśli sam mam problemy (a u mnie niestety agresja z depresją bardzo się lubią,
więc warczę na ludzi), jedna osoba odzywająca się in priv mówiąc: „hej,
wszystko w porządku?” robi często olbrzymią różnicę. Większość zaleceń
sprowadza się do nieoceniania, chęci wysłuchania i poświęcenia czasu. Darek
dodał: Moim zdaniem (a mam 15 lat stażu w tym temacie), najlepiej po prostu być
i wspierać, czasem nawet bezgłośnie. Świadomość, że jest ktoś kto nam dobrze życzy
i nas wspiera i jest obok nas tak po prostu, a nie dlatego, że czegoś chce,
jest bardzo ważna – zwłaszcza w takich dniach, gdy człowiek myśli tylko o tym, żeby
umrzeć. Kolejne przykłady pomocy zaproponowała Anka: Jak dla mnie: (1) czasami
po prostu być, bez słów i opowieści; (2) mówić powoli (tak, za duże tempo
mówienia zlewa się w niezrozumiały szum); (3) zaproponować zrobienie czegoś
(posprzątać coś, zrobić coś do jedzenia, zrobić zakupy…); (4) wsłuchać się w
daną osobę i jej konkretnie potrzeby; (5) zaproponować spotkanie/wyjście/spacer,
nawet zawiezienie gdzieś do parku, lasu…; (6) pomóc w codziennych sprawach;
(7) mówić o pozytywach danej osoby (8) wciągnąć delikatnie w działania (aktywność
jest zwykle bardzo niska, więc każdy krok się liczy), takie, które odpowiadają
danej osobie (tzw. terapia zajęciowa). To tak mniej więcej.
Depresja bywa lekceważona, wyśmiewana.
Niezrozumienie tej choroby i oskarżające słowa mogą uczynić wielkie szkody, wręcz
mogą przyczynić się do prób samobójczych. Bądźmy empatyczni. Pomóżmy, nie rańmy.
* Niektóre imiona są prawdziwe, inne zostały zmienione.