A podobno jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?)
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy […]
(K.I Gałczyński, Podróż)
Paweł rozejrzał się po pokoju synów. Wszędzie walały
się klocki, gry, pluszaki, modele, figurki. Regał zapełniony był książkami,
grami planszowymi, puzzlami. Na biurku rozkręcony jakiś mechanizm i rozsypane
bezładnie narzędzia.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego dostępu do wybranych treści. Jeśli chcesz zyskać dostęp do wszystkich artykułów, wykup prenumeratę.
– No tak, dziada z babą tu tylko brakuje. Niedługo
mikołajki i święta. Co im kupić? Z czego będą się cieszyć? Co im się szybko nie
znudzi?
Kinga uchyliła drzwi do pokoju córki. Otwarta szafa
aż kipiała od kolorowych ubrań i torebek. Na toaletce poustawiane kolorowe
kosmetyki, w szkatułce i na specjalnych stojakach misternie poukładana biżuteria.
Na regale książki, gry, zbiór słoników. Obrazu dopełnia elektronika: laptop,
telefon, inteligentny zegarek.
– Ona wszystko ma, co jej podarować?
Takie obrazki można zobaczyć niemal w każdym domu. Żyjemy
w czasach szybkiego rozwoju różnych dziedzin. Kiedyś telewizor był rzadkością,
telefony stacjonarne były w nielicznych domach. A teraz? Chyba każdy ma
przynajmniej jeden telefon komórkowy, nowoczesnego telewizora nie ma najczęściej
ten, kto nie chce go mieć. Reklamy zachęcają do kolejnych zakupów, nawet nie
dają nam szansy, by o czymś pomarzyć, bo swoimi sztuczkami wmawiają nam, że
wiedzą lepiej co chcemy, czego potrzebujemy. Dzieci zasypane są zabawkami,
grami, elektroniką. Z jednej strony jest to objaw wyższej stopy życiowej, a z
drugiej… skąd tak dużo problemów i rozczarowań?
Grudzień to mikołajki
i święta Bożego Narodzenia. To czas gorączkowego myślenia czym obdarować
dzieci, a także dorosłych. Czym zaskoczyć? A może zamiast wielu prezentów,
zamiast różnych większych i mniejszych, kupić jeden drogi? Co kupić babci,
która „wszystko ma” i „nic nie potrzebuje”? Takie pytania, a także
przygotowania, sprzątanie, zakupy – wszystko to przysłania radosne oczekiwanie,
gdyż wymaga rozplanowania, podzielenia obowiązków między domowników,
dopilnowania. Zamiast radości jest przemęczenie, gonitwa i frustracje. Jak zdążyć?
Jak zadowolić wszystkich?
Zagonieni między pracą a domem, między
przygotowaniami do świąt, odrabianiem z dzieckiem prac domowych, zakupami,
gubimy radość i ducha świąt. W końcu, gdy już siadamy do świątecznego stołu,
jesteśmy tak przemęczeni, że czekamy na zakończenie świętowania. Coraz częściej
też każdy siedzi z nosem w telefonie lub tablecie, w tle szumi non stop włączony
telewizor. Po świętach, szczególnie po tych pełnych gwaru, rozczarowań,
dyskusji, czasami sztucznych uśmiechów i nieszczerych życzeń, z ulgą wracamy do
pracy, z ulgą wysyłamy dzieci do szkoły. Czy tak powinno być? Czy zatraciliśmy
zdolność spędzania czasu w miłej, serdecznej atmosferze?
Są różne sposoby spędzania świątecznego czasu.
Coraz częściej można zaobserwować trend rodzinnych świątecznych wyjazdów. Wielu
wybiera święta w ośrodkach w Polsce, gdzie inni wszystko przygotowują i są „do
usług”, gdzie wszystko jest zorganizowane, załatwione, podane, sprzątnięte.
Coraz częściej też wybierane są wyjazdy za granicę, by oderwać się od „całego
tego bałaganu” i pobyć przez tydzień czy dwa w ciepłym klimacie, wygrzać się na
plażach lub pozwiedzać inne kraje. Jesteśmy różni, więc różnie odczuwamy szczęście
i radość. Dlatego każdy sposób jest dobry, jeśli naprawdę nam je przynosi.
Większość z nas wyrosła w tradycji chrześcijańskiej.
Ale świat się zmienia – kultury się przenikają, mieszają się nacje. Dla osób
spoza naszej kultury bardzo ciekawym przeżyciem może być obserwacja naszych
obrzędów i tradycji (jak chociażby sianko pod obrusem), smakowanie potraw
wigilijnych, dzielenie się opłatkiem, kolędowanie. To, co dla nas jest
„odwieczne”, dla nich jest egzotyczne. Nowe smaki mogą im przypaść do gustu,
albo być nie do zaakceptowania.
Są obrzędy (na
przykład chodzenie z turoniem), które możemy zobaczyć tylko w nielicznych
miejscach. Zanika wspólne śpiewanie kolęd – zastępowane jest odtwarzaniem ich z
płyt CD, z Internetu lub z programów telewizyjnych. Coraz mniej osób zna więcej
niż jedną zwrotkę poszczególnych kolęd! Wróćmy do kolędowania. Pokażmy
dzieciom, że wspólne śpiewanie i spędzanie czasu, to jednoczenie rodziny.
Kultywowanie tradycji jest ważne. To nasze
korzenie, dziedzictwo i coś, co nas, jako naród, wyróżnia spośród innych. To coś,
z czego możemy być dumni, czym możemy się chwalić. Nasze stroje ludowe – piękne,
barwne, z ciekawymi elementami zdobienia – budzą podziw wśród obcokrajowców.
Przez lata niszczono kulturę ludową, traktowano ją jako „wsiową” czy „obciachową”.
Zanikały języki poszczególnych regionów. Całe szczęście znaleźli się ludzie,
którzy postanowili ratować gwary, zwyczaje i muzykę regionalną.
Wróćmy jednak do poszukiwań prezentów. Warto
zastanowić się, czy ogrom posiadanych przedmiotów (ubrań, butów, torebek,
elektroniki, zabawek), faktycznie daje nam szczęście? Czy taka masa
przedmiotów, spełnianie wszelkich zachcianek, kupowanie kolejnego samochodziku
czy kucyka, rzeczywiście są dobre dla naszych pociech? Duża liczba zabawek
sprawia, że szybko stają się one obojętne i na dziecko działa tylko efekt nowości.
Warto się zastanowić, czy przypadkiem nie „przekupujemy” dziecka, bo nie mamy
dla niego czasu?
Łóżko zasypane pluszakami ładnie wygląda, ale nie
pozwala dziecku skupiać się na pojedynczych przedmiotach. Dziecko spędza kilka
godzin w głośnej, nasyconej bodźcami szkole czy przedszkolu, a my fundujemy mu
jeszcze kolejne zajęcia („bo przecież musi znaleźć i rozwijać pasje, uczyć się
kilku języków, pływać…”). Dziecko atakowane jest przez bezmiar bodźców: faktur,
kolorów, kształtów, zapachów, dźwięków. Ich ogromna ilość bombarduje je non
stop, przez wiele godzin w ciągu każdej doby. Rozwijający się układ nerwowy
dziecka, narażony jest na długotrwałą pracę na najwyższych obrotach. Mimo swej
plastyczności nie radzi sobie z tym, następuje efekt przebodźcowania.
Kupujemy kolejne pluszaki, klocki, zabawki
edukacyjne, lalki, kucyki, żołnierzyki. „Bo ja nie miałem, to niech dziecko ma
wszystko”, „stać mnie, moich rodziców nie było stać”… Czy dziecko naprawdę
potrzebuje aż tylu zabawek? Nie jest przecież w stanie bawić się wszystkim, nie
jest w stanie zapamiętać co ma, nie jest w stanie utrzymać porządku. Dodatkowo
należy zastanowić się nad tym, czy posiadanie wielkiej liczby plastikowych lub
gumowych zabawek jest ekologiczne? Warto wykorzystać modę na bycie eko i zminimalizować
liczbę przedmiotów w otoczeniu, a przy okazji kreować większą świadomość
ekologiczną.
Można spotkać coraz więcej rodzin, w których
preferuje się własnoręcznie wykonane prezenty – ozdoby i przedmioty użyteczne z
wikliny papierowej, własnoręcznie wydziergane swetry, szale, czapki, torby
uszyte z podartych dżinsów czy firanek. Prezentem mogą być także upieczone własnoręcznie
ciasteczka, ciekawe przetwory z owoców i warzyw. Moda na bycie eko i idea zero
waste, to krok ku „odzyskaniu planety” i czasu dla bliskich. To także poprawa
komunikacji społecznej.
Każdemu przesytowi towarzyszy niedosyt. Jakie one są?
U dzieci coraz częściej pojawiają się problemy w kontaktach społecznych, w
sferze emocji, poczucie pustki, niska samoocena, brak koncentracji. Coraz częstsze
są problemy psychiczne, okaleczanie się, a nawet próby samobójcze. To trudne
tematy. Zastanówmy się, zanim kupimy kolejną zabawkę, kolejny gadżet. Może
zamiast tego idźmy wspólnie na spacer do lasu? Może namówmy dziecko, by
przeznaczyło część swoich zabawek dla biednych? Uczmy empatii. Uczmy, że ważniejsze
jest być, niż mieć. Uczmy, że można się cieszyć z tego, co się ma i nie trzeba
mieć „wszystkiego”.
Zamiast obsesyjnego sprzątania i gonitwy za
kolejnymi prezentami/zachciankami, podejdźmy do świąt z większym luzem i
cieszmy się z nich. Cieszmy się z własnoręcznie przygotowanych prezentów,
ugotujmy wspólnie potrawy, przygotujmy razem świąteczne dekoracje.