Rozmowa z
Jarosławem Szostakowskim, szefem klubu KO w Radzie Warszawy, kandydatem na
posła, nauczycielem akademickim i maratończykiem.
Jest Pan
radnym już czwartą kadencję. Niemal rok temu otrzymał Pan mandat radnego. Skąd
pomysł by kandydować do Sejmu?
Szczerze
mówiąc nie planowałem tego, ale to wyniknęło dość naturalnie. W ostatnich
latach często zdarzało mi się wychodzić na ulice by bronić demokracji, która –
moim zdaniem – jest za rządów Prawa i Sprawiedliwości poważnie zagrożona. Moją
działalność, że tak powiem „uliczną” dostrzegło kierownictwo partii,
zaproponowało 5 miejsce na warszawskiej liście, czyli najwyższe przydzielone
działaczom samorządowym. I ja tę propozycję przyjąłem. Może po 20 latach pracy
w samorządzie czas przekazać następcom miejsce w radzie i kierowanie
największym klubem Rady Warszawy?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego dostępu do wybranych treści. Jeśli chcesz zyskać dostęp do wszystkich artykułów, wykup prenumeratę.
Czy nie
obawia się Pan głosu ze strony swoich wyborców, którzy przez lata na Pana
głosowali, że zostawia ich Pan porzucając pracę w samorządzie?
Może tak mówić
tylko ktoś, kto mnie nie zna. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że moje
zainteresowanie Warszawą i jej sprawami było, jest i będzie, niezależnie od
tego jaką funkcję będę sprawował. To, że próbuję zdobyć mandat posła oznacza
tylko, że o interesy miasta i mieszkańców dbałbym z innej pozycji, z innego
trochę punktu widzenia. A zapewniam, że w Sejmie jest jeszcze wiele spraw do
załatwienia także dla stolicy oraz innych samorządów.
Z jakich
działań, jako samorządowiec, jest Pan najbardziej dumny, a w tej kadencji
również jako wiceprzewodniczący Komisji Polityki Społecznej i Rodziny?
Ostatnio
wielokrotnie odpowiadałem na to pytanie, więc nic oryginalnego nie powiem
(śmiech). Mogę tylko powtórzyć, że jestem dumny z tego, że przez 20 lat mogłem
wpływać na decyzje, które rozwijały Warszawę. Proszę przypomnieć sobie jak
miasto wyglądało przed 2000 rokiem… A teraz mamy dwie linie metra, nowoczesne
węzły komunikacyjne, równe drogi, wprowadzamy na te drogi ekologiczne autobusy,
na osiedlach są nowe place zabaw, przy szkołach wyremontowane boiska, możemy
bez obaw o zdrowie pić wodę z kranu, mamy nowoczesne bulwary nad Wisłą z
parkiem fontann, system roweru miejskiego. Wypracowaliśmy też mnóstwo
rozwiązań, które doceniają wkład samych mieszkańców w upiększanie i
unowocześnianie miasta – jak choćby zasady budżetu partycypacyjnego czy szeroka
współpraca z organizacjami pozarządowymi, której zazdroszczą nam inne miasta. A
te wszystkie zmiany dokonywały się po decyzjach budżetowych Rady Warszawy.
Jakie
wyzwania w najbliższych latach czekają prezydenta Warszawy i radę miasta?
Największe
wyzwanie to oczywiście utrzymanie tego tempa rozwoju, jaki był przez ostatnie
lata. A co za tym idzie – znalezienie funduszy na ten rozwój. Na szczęście
wielkie infrastrukturalne projekty potrzebne każdej stolicy, jak nowe mosty,
estakady czy choćby oczyszczalnia ścieków – już są. Teraz trzeba je utrzymać,
by dobrze funkcjonowały. Priorytetem więc będą projekty poprawiające jakość
życia mieszkańców, a więc nowe szkoły, przedszkola, żłobki oraz remonty
budynków. Wyzwaniem będzie zatem mądre przyszłościowe planowanie finansów
miasta.
Mając
doświadczenie w samorządzie, a także widząc politykę obecnego rządu, jakie
bariery Pan dostrzega, które z poziomu samorządu utrudniają jego działanie?
Przede
wszystkim obecny rząd zrzuca na samorząd dużą część finansowania swoich
obietnic wyborczych. Tak nie może być, że za nieudaną reformę edukacji płaci
miasto! Dodatkowo stolica oddaje ponad miliard złotych rocznie do budżetu
państwa w ramach tzw. janosikowego. A kolejny miliard traci na wprowadzanych zmianach
podatkowych. Kumulacja tych ciosów w finanse samorządu jest tak duża, że warto
sobie uświadomić realne zagrożenie, że na inwestycje czy remonty dróg może
zabraknąć pieniędzy!
Jako
kandydat na posła jakie ma Pan cele i jakimi sprawami jako poseł zająłby się w
ciągu pierwszych 100 dni zasiadania w sejmowych ławach?
Pierwsze sto dni to ten moment, w którym nowy poseł orientuje się w sposobie funkcjonowania Sejmu i próbuje zorganizować pracę biura. I na niewiele więcej wystarcza czasu (śmiech). Ale poważnie – podpisuję się pod programem Koalicji Obywatelskiej. Na dzisiaj uważam za najważniejsze te postulaty, które są związane z obroną wolności. Państwo prawa, demokracja ponad interesami partyjnymi, wolne media i wolne sądy to musi być priorytet. Potrzebne jest odpartyjnienie mediów państwowych, bo dzisiaj już nawet nie da się powiedzieć, że to media publiczne. Zmiany są również konieczne w sferze symboli. Partia rządząca nadużyła ustawy dekomunizacyjnej do lansowania swojej polityki historycznej ograniczając prawa samorządów. Chciałbym to zmieniać już od pierwszego dnia pracy w Sejmie.
Jest Pan
pracownikiem akademickim – czy dostrzega Pan jakieś problemy, które należałoby
zmienić w funkcjonowaniu szkolnictwa wyższego?
Szkolnictwo
wyższe boryka się z jednym podstawowym problemem – brakiem finansów. Nie
zmieniła tego ostatnia reforma uczelni wprowadzona przez PiS. Co więcej w moim
przekonaniu przyczyniła się do większego chaosu na uczelniach i ograniczyła
autonomię w kształtowaniu nauczania w szkołach wyższych.
Bierze Pan udział w maratonach. Czy ta dyscyplina w jakiś sposób pomaga w byciu lepszym samorządowcem/politykiem?
Rzeczywiście –
wiele lat temu załapałem bakcyla biegania i za mną już 88 maratonów. Ostatni –
Maraton Warszawski – właśnie przebiegłem 29 września, dwa tygodnie przed
wyborami. W związku z tą moją pasją do maratonów niektórzy śmieją się, że mam w
polityce cierpliwość długodystansowca – ustalam strategię długofalowo i czekam
na odpowiedni moment do realizacji. I – nie chwaląc się – uchodzę za
skutecznego szefa klubu.