Jak przekonać nasze pociechy, te najmłodsze, ale już obracające się w świecie zewnętrznym, jakim jest szkoła, jak również te w wieku przedszkolnym, do zdrowego odżywiania?
To zmora większości rodziców, ponieważ to
faktycznie trudne i nie zawsze możliwe do zrealizowania. Brak jest idealnych
rozwiązań, za to pojawia się cała masa pomysłów. I na pomysłach się skupmy.
Dzieci i najmłodsza młodzież myślą o jedzeniu zazwyczaj w czarno-białych
kategoriach. To znaczy, że w ich oczach coś albo jest „fajne”, albo nie, albo ładne,
albo brzydkie, albo smaczne, albo nie. Mało które dziecko powie: „ładne,
ale…”, „smaczne, ale…”. Rano pakujemy dziecku do szkoły kanapki i pyszne jabłko
wraz z wodą lub zdrowym sokiem, mając nadzieję, że zostaną zjedzone i wypite.
Stańcie jednak przed lustrem i zapytajcie siebie, jak to było w przeszłości. A
bywało różnie. Tyle że 20-30 lat temu było znacznie mniej pokus na półkach
sklepowych.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego dostępu do wybranych treści. Jeśli chcesz zyskać dostęp do wszystkich artykułów, wykup prenumeratę.
Przede
wszystkim: dziecko ma zwykle takie przyzwyczajenia, jakie wykształciły się w
jego domu rodzinnym. Jeśli w naszym domu słodzimy herbatę, często kupujemy
chipsy, Coca-Cola jest gdzieś na blacie w kuchni, a suszonych owoców używamy
tylko wtedy, gdy pieczemy ciasta na święta, to nie należy się dziwić, że dziecko
na zewnątrz nie sięga po owoce i zdrowsze jedzenie. W domu owoce zawsze muszą
być w zasięgu wzroku i ręki. Nie cukierki, chrupki czy paluszki, ale orzechy,
rodzynki czy inne suszone owoce. Próbowałem tego na swoich dzieciach, zwykle z
sukcesem. Absolutny sukces w tej materii osiągnąłem zaś z własnym wnuczkiem.
Wystarczyły dwa dni braku tego, co w domu zawsze jest, czyli „przegryzaków”.
Zastosowanie zamiast nich migdałów, brzoskwiń czy jabłek sprawiło, że wnuk zaczął
po nie sięgać. Co istotne, bakaliami i orzechami raczej się nie napychamy, bo są
po prostu sycące. O walorach zdrowotnych nie wspomnę.
Warzywa – temat
tabu. Od wieku przedszkolnego słyszymy od naszych dzieci, że szpinak – nie, marchewka z groszkiem – nie.
Dlaczego? Odpowiedź to zazwyczaj: „bo nie!”. Ale chodzi głównie o to, że koleżanka lub kolega też tego nie jedzą.
W posiłkach
serwowanych w naszych domach nie wolno unikać warzyw i należy pamiętać o ich
sezonowości. To sezonowość dyktuje bowiem najzdrowszą dietę. Nie polecam np.
jedzenia cały rok pomidorów i ogórków. Późna jesień czy zima to bowiem sezon na
kiszonki. A kiszonki to przecież także składnik supersurówek czy pysznych
kwaskowatych zup, które dobrze
przygotowane stają się smaczne dla dzieciaków.
Gdy dziecko
nauczy się, że wiosna i lato to czas, gdy najsmaczniejsze i najzdrowsze są
np. truskawki, wczesnym latem pojawiają
się szparagi, a zioła są nie tylko zielone, ale też smaczne i zdrowe, to będzie
nam łatwiej. Jednak mieszkańcy domu rodzinnego dziecka muszą być tego świadomi
i taką wiedzę mu przekazywać. Gdy od najmłodszych lat dziecka w naszym domu nie
nadużywa się np. słodyczy i cukru, możemy liczyć na to, że wykształci ono
zdrowe nawyki żywieniowe. Poza tym jeśli nie będziemy doprawiać za mocno żywności
solą i cukrem lub nawet pominiemy je w ogóle, to z czasem zauważymy, że nasz
poziom odczuwania smaku słodkiego i słonego zmieni się na rzecz ich
ograniczania.
Jesienią zróbcie
kilka słoików własnych konfitur, dżemów czy innych przetworów. Spróbujcie podać
dziecku jogurt naturalny z tymi owocami w fajnym naczynku, bo to głównie
atrakcyjne opakowania zachęcają dzieci do tego, by jeść przesłodzone jogurty.
Pracujcie w
kuchni razem ze swoimi dziećmi. Od smarowania kanapek masłem (nie margaryną),
poprzez układanie sera czy wędliny, kończąc na traktowaniu jako całości układanki
pomidora, rzodkiewki czy innych dodatków. Pozwólcie dzieciom kroić, smażyć i
doprawiać. Pozwólcie czasem im coś zepsuć podczas tej pracy, bo przecież sami
też robimy błędy. Gdy dzieciaki biorą udział w gotowaniu, gdy w naszych
ogródkach rosną zioła, truskawki, marchewki czy pomidory, to dzieci chętniej po nie sięgają.
Tak już jest, że
podobnie jak sikania na nocnik uczymy dziecko zwyczajów żywieniowych. Jeśli
zajadamy chipsy i popijamy gazowanymi napojami na co dzień, to nasza pociecha
też to robi. Jeśli od początku świadomego życia dziecka cukierek będzie dla
niego rzadkością, a bakalie codziennością, to przekonamy się, że nawet poza
domem będzie to jego zwyczajowe jedzenie. A że czasami zje batona i popije napojem
gazowanym – to nie koniec świata.
Zapraszam do
niedzielnych spotkań w Moonsferze. Od października podczas brunchu będziemy w kąciku
kulinarno-zabawowym przygotowywać z dziećmi zdrowsze wersje popularnego
jedzenia. Racuchy, koktajle, kanapki czy pizze i makarony. To będzie mój mały
wkład w edukację waszych pociech. Zawsze możecie mnie też zapytać o poradę i
pomoc, także na moim Facebooku czy Messengerze. Zapraszam do zdrowego
prowadzenia domu.