Najpierw zmarła czteromiesięczna dziewczynka, a rok
później pięciomiesięczny chłopiec. Dramat rozegrał się w jednym z żoliborskich
mieszkań. Wydawało się, że nad rodziną ciąży fatum. Od śmierci dziewczynki
minęły trzy lata, a ustalenia organów ścigania wskazują, że śmierć dzieci nie
miała nic wspólnego z nieszczęśliwym wypadkiem.
Wrzesień, niecałe dwa lata temu do bielańskiego szpitala
trafia, przywieziony przez rodziców, pięciomiesięczny chłopiec. Dziecka, mimo walki
lekarzy, nie udało się uratować. – Z relacji ojca wynikało, że syn wypadł mu z
rąk – informuje Komenda Stołeczna Policji. Mężczyzna miał potknąć się o dywan i
upuścić chłopczyka. Do pewnego momentu nic nie zwiastowało okrutnej zbrodni,
która rozegrała się w jednym z mieszkań na Żoliborzu.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego dostępu do wybranych treści. Jeśli chcesz zyskać dostęp do wszystkich artykułów, wykup prenumeratę.
Wcześniej namawiał swoją partnerkę do usunięcia ciąży
Rodzice zmarłych dzieci poznali się pięć lat temu na
studiach. Rok później kobieta zaszła w ciążę. Kiedy poinformowała o tym swojego
partnera, ten miał stwierdzić, że są za młodzi na dziecko i namawiał ją do
usunięcia ciąży. Dziewczyna nie uległa namowom i pod koniec 2015 roku wzięli
ślub.
Na początku 2016 roku na świat przyszło ich pierwsze
dziecko. Cztery miesiące po narodzinach dziewczynka trafiła do szpitala.
Wówczas lekarze zdiagnozowali zachłystowe zapalenie płuc. Po niemal miesiącu
leczenia niemowlę wróciło do domu. Następnego dnia matka wyszła na zakupy
pozostawiając córkę pod opieką męża. Kiedy wróciła poinformował ją, że
dziewczynka śpi.
– Gdy weszła do sypialni dziecko nie dawało oznak życia,
miało sine dłonie pod paznokciami i ręce wyciągnięte do góry w bezruchu.
Kobieta wezwała pogotowie i razem z mężem do czasu przybycia załogi karetki
pogotowia prowadzili reanimację. Pomimo podjętych czynności reanimacyjnych
dziecko zmarło – poinformował Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury
Okręgowej w Warszawie. Dziewczynka zmarła na skutek niewydolności
krążeniowo-oddechowej. Biegli nie byli w stanie wyjaśnić co doprowadziło do takiego
stanu. Wówczas postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci prowadziła
Prokuratura Rejonowa Warszawa Żoliborz. Ojcu nie przedstawiono zarzutów.
„Obrażenia chłopca nie mogły powstać w okolicznościach,
które podawał mężczyzna”
Choć dziewczynka zmarła pierwsza, to dopiero po śmierci chłopca,
pojawiły się wątpliwości organów ścigania. Drugie dziecko przyszło na świat
niedługo po śmierci córki. I tym razem niemowlę wylądowało w szpitalu, gdzie po
dwóch dniach waliki o życie zmarło.
– Obrażenia u chłopca na tyle zaniepokoiły personel
szpitala, że o wszystkim zostali powiadomieni policjanci. Przeprowadzona przez
Zakład Medycyny Sądowej sekcja zwłok dziecka nie potwierdziła wersji ojca.
Obrażenia chłopca były na tyle poważne, że nie mogły powstać w tych
okolicznościach, które podawał mężczyzna. Sprawą zajęli się policjanci z
wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw. Mężczyznę zatrzymano w
listopadzie 2017 roku. Usłyszał on zarzut zabójstwa chłopca – informują mundurowi.
Śledztwo w sprawie obu zgonów przejęła Prokuratura Okręgowa
w Warszawie. Przez prawie 2 lata śledczy ze specjalnej grupy tzw. „Archiwum X” gromadzili
materiał dowodowy w postaci dokumentacji lekarskiej, opinii i ekspertyz
wybitnych specjalistów z całego kraju, który został zebrany w ponad 30 tomów
akt. Przeprowadzono także ekshumację zwłok dzieci i wykonano szereg innych
czynności operacyjnych oraz ustaleń. Okazało się, że 3-miesięczna dziewczynka
również padła ofiarą brutalnej zbrodni, a związek z jej śmiercią może mieć
także ojciec.
Motyw? “Dyskomfort psychiczny”
27-letni mężczyzna usłyszał m.in. dwa zarzuty za zabójstwo z
motywacji zasługującej na szczególnie potępienie, w tym jeden zabójstwa ze
szczególnym okrucieństwem. W przypadku dziewczynki ustalono, że podejrzany
upozorował zachłyśnięcie się dziecka, wprowadzając do jego górnych dróg
oddechowych nadtrawioną treść pokarmową zaś drugi zarzut dotyczy zabójstwa syna.
Zdaniem prokuratury podejrzany miał uderzyć głową chłopca o podłogę. Zatrzymanemu
grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, kara 25 lat
pozbawienia wolności albo kara dożywotniego pozbawienia wolności. Pozostałe
zarzuty dotyczą nakłaniania żony do przerwania ciąży oraz oszustwa na szkodę
komisji stypendialnej uczelni i towarzystwa ubezpieczeniowego. Mężczyzna miał
wyłudzić od nich ubezpieczenie za śmierć dziecka.
Jak poinformowała prokuratura, zgodnie z treścią zarzutu
motywem była frustracja związana z ojcostwem niechcianych dzieci, i uznanie
dzieci za przyczynę dyskomfortu psychicznego i przeszkody w codziennym
funkcjonowaniu, potraktowanie dzieci jako zbędnego balastu destabilizującego
dotychczasowe życie.
Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.