Krzyknęła: „O Jezu, ratunku, pomocy!”. Wtedy Monika Osińska wypowiedziała umówione „już”. Podczas składania zeznań zaprzeczyła jednak, że dała znak do ataku. Zabili sekretarkę, bo chcieli mieć na dragi, alkohol i niezapomnianą studniówkę. – Przeczytanie aktu oskarżenia czy zarzutów wywołało wstrząsające wrażenie – mówił adwokat jednego ze sprawców.
Piątek, 19 stycznia 1996 roku. Jak zwykle o tej porze śnieg i lód skuwają Warszawę. Do biura „Abigel” znajdującego się w bloku mieszkalnym na Tarchominie próbują dostać się dwie uczennice. Chcą skserować notatki do szkoły. Dzwonią dzwonkiem do drzwi jednak nikt nie otwiera. Jedna z nich naciska na klamkę, żeby przekonać się, czy biuro rzeczywiście jest zamknięte. Wchodzą do środka i mówią głośno „dzień dobry”. Nikt nie odpowiada.
Jak miała później zeznać Monika Osińska, myśl o zbrodni przyszła spontanicznie. Sufit, zasłony, sprzęt biurowy, dokumenty, wszystko obficie zbryzgane krwią.