Miłość ma w sobie wiele temperatur i kolorów. „Pieprzony" w tym wypadku znaczy tak naprawdę kochany - Muniek Staszczyk, lider zespołu T. Love, w rozmowie z Michałem Bigorajem o kulisach powstawania przebojów i związkach z Żoliborzem.
Michał Bigoraj : „Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz” to fragment utworu „Warszawa” – przeboju zawieszonej obecnie grupy T.Love, której jest Pan liderem i założycielem. Nie każdy wie, że epitet „pieprzony” ma tu pozytywne zabarwienie.

Muniek Staszczyk : Tak. To słowo, które mi przysporzyło wiele miłości, ale też wiele nienawiści, bo musiałem się wielokrotnie tłumaczyć przed tzw. konkretnymi chłopakami z Żoliborza (śmiech). Na Żoliborzu mieszkałem od 1988 do 1998 r. Moja żona Marta pochodzi z tej dzielnicy. Mieszkaliśmy w jej mieszkaniu na ul. Przasnyskiej, niestety je sprzedaliśmy. To było nasze mieszkanie „źródłowe”, w nim się wszystko zaczęło, urodziły się tam nasze dzieci. Kocham Żoliborz miłością dozgonną. Chciałem przekornie – jako że miłość ma w sobie wiele temperatur i kolorów – napisać „pieprzony”, ale w znaczeniu „zajebisty”, „fantastyczny”. Byłem wówczas świeżo po przyjeździe z Londynu, w którym ten tekst powstał (dwie zwrotki) i często w języku angielskim słowo „fucking” ma pozytywne znaczenie, taki odpowiednik polskiego „fajnie”. Oczywiście „fucking” bywa też negatywne. Będąc w Londynie, językiem angielskim posługiwałem się częściej niż polskim i tak mi wówczas „wskoczyło”, że dobrym rymem do słowa „zielony” będzie „pieprzony”. Fajnie, że wówczas, w roku 1990, w którym utwór był hitem, nie zdjęła go żadna tzw. cenzura mentalna. Utwór stał się klasykiem i sobie już „chodzi” tak od prawie 30 lat. „Pieprzony” w tym wypadku znaczy tak naprawdę „kochany”.