Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 25 kwietnia 2024 15:02

Co w żoliborskiej trawie Dizzy Dizzy?

Być może nie jest to najłatwiejsze miejsce do znalezienia w labiryncie Instytutu Chemii, ale jeśli chcesz pograć ze swoim mniej lub bardziej profesjonalnym zespołem, to warto.
Czym jest DizzyDizzy? Dizzy Dizzy jest przyjazną salką na Żoliborzu, w której można miło spędzić czas muzykując. Z drugiej strony, jest poważnym studiem nagrań, w którym powstają płyty znanych artystów lub nagrania lektorskie. Nie jest firmą z założenia, ale musi funkcjonować jak ona, dlatego ma cennik. Dizzy Dizzy ma swoje alter ego, czyli Dyzia, to ten koleżka z kółkiem na środku głowy. Dyzio żywi się głównie pasją, determinacją i miłością. Niestety, zdarzało mi się karmić go głupotą i ignorancją. Szczęśliwie wybaczył mi te zaniedbania. To w ogóle jest stworzenie niezniszczalne. Dziś jest w doskonałej kondycji. Czasem jednak zapada w regeneracyjny sen albo wylizuje rany w ukryciu, ale zawsze wraca z tym samym dziecięcym entuzjazmem, jakby nic się stało, a świat stawał się tylko lepszy. Żyjemy w typowej symbiozie i tak już chyba zostanie. Czy wystarczy wynająć jakiekolwiek miejsce i można robić to, co Ty? Miejsce to właściwie sprawa zasadnicza. Znalezienie takiego, które będzie posiadało właściwości kwalifikujące go do prowadzenia tej działalności, nie jest łatwe. Chodzi o ilość generowanych decybeli, delikatną naturę instrumentów i urządzeń audio, ale też potrzebę izolacji w przestrzeni miejskiej. To powoduje, że lokal musi posiadać konkretny zestaw cech. Kiedy taki znajdziesz, zabawa dopiero się zaczyna. Podłoga, po której chodzimy, to warstwy materiałów izolujących, tłumiących i pochłaniających. Tego w ogóle nie widać i mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale dzięki temu bębny w tej sali brzmią tak, że *****************. Ta czarna ściana za nami ma przekrój, masę i fakturę powierzchni nie do zaakceptowania przez rozsądnego kierownika budowy. Kosztowała dziesięć razy tyle, co solidna ściana działowa, pozornie więc nie ma ona żadnego uzasadnienia. Ale wiem, że bez niej miałbym problem podczas nagrań, więc cieszę się z niej w trakcie każdej sesji. Podałem dwa przykłady, ale tak jest z każdym centymetrem kwadratowym studia. Bez świadomości pewnych zjawisk i dbałości o detale nie uzyskasz dobrych rezultatów. To są rzeczy, które musisz zrobić, jeśli nie chcesz, by twoje studio brzmiało jak byle pokoik pod sklepem hydraulicznym. Zresztą tematy budowlano-projektowe, obok zamiłowania do muzyki, zajęły mnie na tyle, że coraz częściej jestem angażowany przy budowie obiektów przeznaczonych do działalności kulturalnej i muzycznej. Często mówię, że porównanie studia do lokalu zwykłej użyteczności to jak porównanie skrzypiec do taboretu. Tak w zakresie kosztu materiałów, czasu trwania budowy, jak i pracy stolarza w porównaniu do kompetencji lutnika. Odpowiadając na drugą część pytania: myślę, że tak. Każdy może to robić. Wręcz zachęcam! Uważam, że wszyscy w jakimś stopniu powinniśmy uprawiać muzykę. Dlatego sal prób powinno być jak najwięcej. Kiedy wpadłeś na pomysł stworzenia takiego miejsca? Bo studio przy Rydygiera nie jest przecież pierwsze. Trudno powiedzieć. Chyba gdy byłem małym chłopcem. Bo to taka baza, o jakiej się marzy, będąc dzieckiem. Rozwinięcie przytulnej przestrzeni wygospodarowanej pod stołem. Takiej ze ścianami z koców i poduszek. To na pewno ma jakiejś znaczenie. Muzykę kocham od momentu uzyskania świadomości. Na szczęście stary miał winyle, i to takie dobre, np. Hendrixa, sporo psychodelii z lat 60. i 70. Ten kontakt i pasja spowodowały, że od 9. roku życia, poza rozwijaniem kolekcji fonograficznej, w każdorazowym miejscu pobytu organizowałem sobie kącik muzyczny, czasem nawet oddzielne pomieszczenie. Gitara, gramofon, mikser, mikrofon, soundblaster, perkusja. Takie rzeczy od dawna zajmują kawałek przestrzeni, w której żyję. Tak więc pomysł chyba był zawsze. Możliwości natomiast pojawiły się osiem lat temu. Pierwsza siedziba Dyzia była w nieistniejącym budynku na terenie WSM ŻC, na tyłach Kina Tęcza. W tej salce zostało skomponowanych sporo utworów polskiej alternatywy. Drugim istotnym miejscem jest okrąglak przy Krasińskiego 35a. Tam z kolei dość pewnie rozwijała się warszawska scena niezależna. Teraz jesteśmy z Dyziem przy Rydygiera. Charakter tej „bazy” dopiero się kształtuje. Kto przychodzi do Ciebie? Wszyscy. Nie wpuszczam tylko nazioli. Dlaczego zdecydowałeś się na lokal w Instytucie Chemii? Nie jest zbyt łatwo do Ciebie trafić. Podoba mi się mozaika architektoniczna tego miejsca. Tu jest przedwojenna moderna obok stylu dworkowego i formy brutalnej. Interesuje mnie stara tkanka miejska. Wsiąkam w to. A tu mam tylko to. OK, dookoła developer robi swoje, ale nie na terenie IChP. Wcześniej wspomniałem o potrzebie izolacji. W tym kontekście trudność znalezienia studia po samym adresie nie jest problem. Niesamowici są też moi sąsiedzi! Np. w budynku obok jest warsztat Looptrotter. To warszawska firma produkująca urządzenia pro audio, znane wśród specjalistów z wszystkich kontynentów. Obecnie chłopaki przygotowują się do branżowych targów NAMM w Kaliforni. Prezentacja odbędzie się z udziałem Sylvii Massy, która między wieloma innymi współpracowała z Tool’em przy nagraniach. Przecież to jest kompletny czad! Wokół są też studia filmowe i fotograficzne, inne sale prób i studia muzyczne, szwalnie, sklepy z grami, znakomita stołówka i cała masa magazynów. Wszyscy pracujący w tych miejscach ludzie to dobrzy sąsiedzi. Lepiej być nie może :)

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ