Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 13:58
Reklama

Zielony Żoliborz Tomka Niewczasa

Ostatnie dramatyczne wydarzenia, związane z połamanymi i powyrywanymi z korzeniami drzewami, a także prośby Czytelników, skłoniły mnie do odszukania najbardziej kompetentnej osoby, która mogłaby opowiedzieć na nurtujące wszystkich pytania.   Tomku, jesteś coraz lepiej znany na Żoliborzu, stajesz się głównym lokalnym specjalistą do spraw terenów zieleni. Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie przyrodą? Nie wiem skąd się wzięło. Po prostu, od zawsze myślałem kategoriami środowiskowymi, zachwytu nad nieokiełznaniem przyrody, nad pięknem ptaków, spokojem i dostojeństwem drzew. Zawsze uważałem, że w pewnym sensie jesteśmy gośćmi na tym świecie i jako tacy jesteśmy winni środowisku szacunek. Można to także rozpatrywać w kategoriach etycznych – budowania lepszych warunków życia dla naszych dzieci albo dla osób, których nawet nie poznamy, zamiast zagarniać wszystko dla siebie. Potem rozwijałem ten kierunek, studiując architekturę krajobrazu na SGGW i na Uniwersytecie w Kopenhadze, oraz pracując zawodowo przy zieleni. Dzięki temu potrafię spoglądać na różne zagadnienia w szerokim kontekście, np. myśląc o drzewach, biorę pod uwagę stosunki wodne, nawożenia, relacje społeczne i historyczne, kontekst urbanistyczno-przestrzenny; zarówno zmiany klimatyczne, jak i biochemię komórek.   Prowadzisz na Facebooku stronę ZielonyŻoliborz. Skąd pomysł? Jaki jest jej cel? ZielonyŻoliborz to efekt wieloletnich przemyśleń i obserwacji. To moja prywatna odpowiedź na zagadnienia, których nie rozumiem albo z którymi się nie zgadzam, efekt połączenia wykształcenia i znajomości miejsca (z Żoliborzem jestem związany od urodzenia). Momentem przełomowym, w którym stwierdziłem, że jednak muszę wziąć sprawy zieleni w swoje ręcę, było pozornie proste pytanie, zadane mi przez mojego brata Kubę: „Ile jest parków na Żoliborzu?”. Zadzwoniłem w tym celu do Urzędu, gdzie otrzymałem odpowiedź: cztery - Żeromskiego, Kaskada, Sady Żoliborskie i Kępa Potocka. Pomyślałem, że odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje, bo znam jeszcze Park Fosa przy Cytadeli. Poszukiwania w Warszawiki przyniosły odpowiedź, że rzeczywiście Fosa jest na Żoliborzu i parków jest pięć. Z kolei szybkie spojrzenie do Wikipedii przyniosło odpowiedź „sześć”: jeszcze Park „Żywiciela” przy Teatrze Komedia. Różnice wynikały z tego, że w odpowiedzi na pytanie „ile jest parków?”, administrator podawał tylko te parki, którymi sam zarządzał (U.Dz.-4, ZOM-1, WSM-1). Problem w tym, że praktycznie nikogo nie interesuje, czy idzie do parku dzielnicowego, czy jakiegokolwiek innego. Idzie do parku. Już choćby pozornie błahe i łatwe pytanie pokazuje problem rozdrobnienia administracyjnego zieleni - nie wiadomo co jest czyje, kto zarządza, kto decyduje (na marginesie dodam, że niebawem pięcioma parkami, poza „Żywicielem”, będzie administrować jedna jednostka: Zarząd Zieleni m.st. Warszawy). Nie rozumiem też innej rzeczy: T.LOVE zrobił Żoliborzowi – zielonemu - reklamę tak wspaniałą, że żadna agencja reklamowa nie byłaby w stanie nawet zbiżyć się do takiej skuteczności. W dodatku reklamę darmową! Każdy wie, że Żoliborz jest zielony. Nie otwarty, zamknięty, prawy, lewy, tylko zielony. Tymczasem tak wielki potencjał był wykorzystywany jedynie przez jednego z deweloperów, który poza nazwą osiedla niewiele ma wspólnego z zielenią. Ja staram się z powrotem zwrócić zieloność Żoliborza drzewom i mieszkańcom i dlatego zbudowałem stronę internetową i profil fb ZielonyŻoliborz, który prowadzę już ponad dwa lata. Mój projekt pozwalał mieszkańcom opisać problem dotyczący zieleni (np. złamana gałąź) i nie martwić się, co dalej - ja przejmowałem temat i przekazywałem go do odpowiednich jednostek. Teraz, kiedy Zarząd Zieleni stanie się administratorem większości parków i skwerów oraz roślin przyulicznych, także rola ZielonegoŻoliborza się zmieni. Będę rozbudowywał go jako miejsce wymiany pomysłów i uwag oraz realnego i dynamicznego dialogu żoliborzan z urzędnikiem zajmującym się ich drzewami i parkami   Czy naprawdę każdy może do Ciebie napisać z pytaniem? Dokładnie tak - takie jest założenie ZielonegoŻoliborza, którego się bezwzględnie trzymam. Każda osoba, która się do mnie zwróci, otrzyma rzetelny i darmowy komentarz, opinię, poradę. Uważam, że mieszkańcy mają wielką wiedzę i wspaniałe intencje, tylko nie do końca potrafią je wykorzystać albo zinterpretować. Proponowana przeze mnie formuła bezpośredniego kontaktu pozwala nam wszystkim się od siebie uczyć i wspólnie decydować o „naszym podwórku”. Także pytać i sugerować... oraz krytykować.   Twoja dotychczasowa praca została doceniona przez p. Marka Piwowarskiego, który został niedawno szefem Zarządu Zieleni m.st. Warszawy. Czym zajmujesz się w Urzędzie Miasta? Jestem bardzo wdzięczny p. Markowi Piwowarskiemu za to, że mi zaufał i docenił dorobek oraz merytoryczną stronę m.in. ZielonegoŻoliborza. Myślę, że taki układ, w którym Dyrektor Zarządu Zieleni, wyposażonego w olbrzymie zaplecze wiedzy, doświadczenia w branży i rozeznania rynku, zostawia swobodę pracy osobie znającej w skali lokalnej problemy i wyzwania poszczególnych roślin oraz poszczególnych mieszkańców, może zaowocować naprawdę dobrymi rezultatami. Zarząd Zieleni m.st. Warszawy to bardzo młoda jednostka, wiele spraw jest jeszcze tymczasowych, nieustalonych albo w trakcie ustalania. Docelowo każdej dzielnicy przyporządkowany ma zostać zespół, którym kierować będzie Dzielnicowy Ogrodnik. Na razie jednak stanowiska ogrodników jeszcze nie istnieją. W ZZW, z racji tego, że bardzo dobrze znam sprawy żoliborskie, zajmuję się w pewnym stopniu zakresem obowiązków ogrodnika - piszę opinie i wnioski, pisma dotyczące obszaru naszej dzielnicy. Do tego jestem w bliskim kontakcie ze spółdzielniami, stowarzyszeniami i mieszkańcami.   Ostatnie burze ujawniły ogrom skali zaniedbań w zarządzaniu zielenią Starego Żoliborza. Na końcu wywiadu zamieściliśmy Twoje podsumowanie, dotyczące przyczyn tak poważnych szkód wyrządzanych przez burze akurat na Żoliborzu. Jedną z nich jest wiek drzew. Co trzeba w tej sytuacji zrobić, aby nie stracić unikatowego charakteru dzielnicy poprzez wycięcie najstarszych, wielkich drzew? Starego Żoliborza? Nieprawda. To jest sprawa całego Żoliborza, bo problemy są wszędzie. Zasadniczo wiek drzew nie jest problemem - jest atutem. Stare drzewa nie dość, że np. wytwarzają kilkadziesiąt razy więcej tlenu niż młode drzewka, to jeszcze pięknie wyglądają. Życzmy sobie tego, aby starych drzew było wokół nas jak najwięcej. Problem jest wtedy, kiedy drzewa są z różnych powodów osłabione. W puszczy wywrócone drzewo nie stanowi zagrożenia, w mieście tak. Kiedy drzewo jest niebezpieczne, musi zostać usunięte zanim kogoś, przepraszam za bezpośredniość, zabije. I tu dochodzimy do twojego pytania, jak to zrobić żeby nie zniszczyć, które interpretuję jako: jak wycinać w miarę bezboleśnie. Jeśli posiada się rzetelną i aktualną bazę danych, to można zaczynać planować działania długofalowe. Dotyczy to tak samo zieleni, jak i każdego innego przedsięwzięcia. Zieleń to organizm, zmienia się, rośnie i zamiera, podlega swoim cyklom i prawom. Mając dobre dane o tych zjawiskach, można wpisywać się w rytmy zieleni i okresy wzrostu idące w dekady, oraz przewidywać wycinki, dosadzać drzewa zanim słabe zostaną usunięte, etapować prace, etc. Można myśleć nie tylko o bieżącej pielęgnacji, ale i profilaktyce! Sęk w tym, że do tej pory nikt nie miał kompleksowych danych o drzewach i to, o czym mówię, było praktycznie nieosiągalne. Nie można było skutecznie, całościowo planować i etapować prac, stąd teraz trzeba nadrabiać to w sposób dosyć drastyczny. Na szczęście to się zmienia. A co z podcinaniem korzeni przez drogowców? Warto wrócić do teoretycznie znanych podstaw, czyli przypomnieć, że drzewo to nie tylko liście i pień, ale także korzenie, które służą m.in. do utrzymywania go w gruncie. Niewiele osób, w tym „drogowców”, zdaje sobie jednak sprawę z tego, że system korzeniowy drzew jest zazwyczaj płasko rozłożony na głębokości ok. 5-35 cm pod ziemią. Ponadto, jego zasięg przekracza zasięg korony. Inwestycje są często prowadzone w sposób bezwzględny dla roślin, kiedy wycinana jest większość tego podziemnego systemu. Kończy się to usychaniem drzew oraz wywrotami przy silniejszych pomuchach wiatru.   Z kolei choroby drzew to nie jest sprawa tak oczywista. W większości przypadków w ogóle nie widać, czy drzewo jest chore czy nie. Fakt, trzeba miec trochę wprawy, aby dobrze odczytywać oznaki chorób - na Żoliborzu dotyczy to przede wszystkim grzybów. Często jednak oznaki są tak oczywiste, że nie sposób ich przeoczyć. Każdy widzi wielkie, często kolorowe owocniki (tzw. huby), które oznaczają, że drewno jest już w zaawansowanym stadium rozkładu, a dla samego drzewa to jednoznaczny wyrok śmierci, bo musimy pamiętać, że drzewa nie da się „wyleczyć”. Nie da. Nawet jeśli za pomocą niezwykle kosztownych metod, chirurgicznych operacji i nieistniejących technologii byśmy się pozbyli grzybni, to samo drewno będzie już w tak znaczny sposób zmienione i osłabione, że drzewo umrze. W mieście, tak jak wszędzie indziej, grzyby są podstawą funkcjonowania ekosystemów. W związku z tym, także problemy z nimi związane będą powracać, a administratorzy będą musieli się z nimi stale zmagać. Dlatego warto powiedzieć sobie jasno i wyraźnie: Zagrzybione drzewo w otoczeniu miejskim - park, osiedle, ulica, szkoła - to realne zagrożenie dla życia mieszkańców! Jeśli jest wyjątkowo cenne - z różnych powodów - to warto pokusić się o ekspertyzę. Poprawiając statykę cięciami albo montując wiązania, możemy na krótki czas przedłużyć życie drzewa po to, aby zaplanować, co dalej począć z rośliną. W sytuacji, kiedy ekspert mimo to ocenia: „Drzewo do usunięcia, ze względu na duże prawdopodobieństwo złamania lub wywrotu, co w konsekwencji zagraża bezpieczeństwu ludzi i mienia”, i podpiera się wynikami badań, to drzewo należy niezwłocznie usunąć.   Jeden z problemów określiłeś jako „presję społeczną”. Co miałeś na myśli? Chodzi o to, że bardzo wiele osób, które nie mają pojęcia o zieleni, o podstawach, uwarunkowaniach, zagrożeniach, o odpowiedzialności administracyjnej i karnej, walczy o niewycianie niebezpiecznych drzew, w imię pseudoekologii albo, co gorsza, polityki. Doprowadza to do sytuacji, w której administratorzy, wybierając między ryzykiem katastrofy, a publicznym zlinczowaniem, decydują się na wariant niebezpieczny, czyli nicnierobienie. Dlatego m.in. tak wiele niebezpiecznych drzew jeszcze stoi.   Znam osoby, które zaczęły omijać szerokim łukiem miejsca parkingowe pod drzewami. Czy według Ciebie dziś możemy czuć się bezpiecznie na Żoliborzu? Czy drzewa w najgorszym stanie już przewróciły się, a reszta da sobie radę przez jakiś czas? Ostatnia nawałnica pokazała jedynie, z czym musimy się zmierzyć. W dalszym ciągu duża część drzew pozbawiona jest korzeni albo ma bardzo osłabione drewno i jest przez to niebezpieczna. Ale nie popadajmy w skrajności. Nie każde drzewo to od razu zagrożenie. Ja zawsze (zawodowe zboczenie) zanim zostawię samochód, zerkam na to, pod czym staję. Jeśli drzewo ma:
  • Owocniki grzybów
  • Suche konary
  • Duże rany na pniu
  • Bardzo ubitą glebę przy pniu, zaparkowane przy pniu samochody albo rośnie na takim małym skrawku trawniczka
to wtedy, jeśli mam gdzie, przeparkowuję samochód. W dalszym ciągu jest wiele zdrowych drzew, pod którymi zostawiam samochód, korzystając np. z rzucanego przez nie cienia w letnie upalne dni.   Nasza rozmowa zeszła na trudne tematy - wycinki, niebezpieczeństwa. Jakie w tym wszystkim widzisz szanse dla naszej zieleni i do jakiego stanu chciałbyś ją doprowadzić? System zieleni na Żoliborzu jest tak dobrze ukształtowany, że nie trzeba go budować od podstaw, lecz jedynie modyfikować. Szansą jest zrobienie rzetelnej bazy danych o drzewach. To trudne także ze względu na pozorny brak rezultatów. Trudno się chwalić efektem wieloletnich prac w fromie arkusza kalkulacyjnego, ale tylko to może być fundamentem dalszych skutecznych działań. Chciałbym, aby miejskie i prywatne drzewa miały swoje metryczki, z historią zabiegów, ze swoimi statystykami oraz określoną wartością. W końcu każde z nich wytwarza konkretne korzyści w formie np. pochłaniania CO2 z atmosfery albo uwalniania do niej tlenu, co można względnie łatwo przełożyć na konkretne kwoty. Pokusiłem się kiedyś o zgrubne (podkreślam) szacunki, z których wynika, że wartość „pracy” zieleni żoliborskiej kształtuje się na poziomie 200 mln zł rocznie. Na Żoliborzu jest wiele niezwykłych terenów zieleni, które dobrze funkcjonują, ale niezależnie od siebie. Moim marzeniem jest „spiąć” parki i zieleńce systemem zazielenionych ulic, tak aby utworzyć całe wypoczynkowo-przyrodnicze korytarze, którymi będziemy mogli się przemieszczać np. z Kanałku, Potocką przez Plac Lelewela, do Parku „Żywiciela”, Parku Sady Żoliborskie, potem przez zieleńce Zatrasia, skwer WIML’u na Powązki - cały czas w otoczeniu drzew i krzewów. Szansą jest też dobra współpraca między Zarządem Zieleni a spółdzielniami, stowarzyszeniami i prywatnymi osobami. Podkreślam też, że wsparcie Urzędu Dzielnicy jest w tym kontekście nieocenione. Zachęcam do kontaktu ze mną albo ZZW, bo już teraz istnieją programy pozwalające np. na realizację nasadzeń na terenach spółdzielni mieszkaniowych.   Niedawno został ogłoszony o program „2000 drzew dla Żoliborza”, który został wywalczony przez lokalne stowarzyszenia. Na czym polega i gdzie będą sadzone drzewa? Ten program wpisuje się doskonale w nurt współpracy jednostek miejskich i spółdzielni, o których mówiiśmy przed chwilą. „2000 drzew...” to lokalny, zainicjowany oddolnie projekt dosadzania drzew na terenie dzielnicy. Aktywne stowarzyszenia Żoliborza Południowego zawalczyły o to, aby miasto przeznaczyło środki na nowe nasadzenia w ich okolicy. Projekt wyszedł jednak poza okolice Przasnyskiej i Rydygiera i swoim zasięgiem obejmie inne obszary. Lokalizacje będą wynikiem współpracy mieszkańców, stowarzyszeń i jednostek miejskich.   Chciałbym zapytać Cię o Twoje ulubione miejsca na Żoliborzu. Masz takie miejsca zielone, do których zaglądasz najczęściej? Oczywiście, każdy ma takie miejsca. Moje ulubione to nadwiślańskie łęgi, które są największym klejnotem przyrodniczym, jaki mamy w dzielnicy. Ich naturalny chrakter, który przez wielu może być niezrozumiały („jakieś niezadbane krzaki”) powoduje, że możemy tam obserwować naturalne procesy obiegu materii i wody w przyrodzie oraz sukcesję gatunków. To z kolei wpływa na bioróżnorodność. Wystarczy przejść się do łęgów na spacer rano i można aż zaniemówić, słysząc tysiące śpiewających ptaków. Do tego jest to miejsce wręcz magiczne, w samym środku wielkiego miasta, w którym jednak zaznamy kojącej ciszy i spokoju. Dla mnie spacer po łęgach jest najskuteczniejszym lekarstwem nawet na największy stres. Wspomnę też (bo ten temat mógłbym rozwijać w nieskończoność) o „Kanałku”, czyli Kępie Potockiej- moim ukochanym parku, w którym uczyłem się jeździć na rowerze, Osiedlu Potok, ogrodach działkowych przy Promyka i „ruinach” przy Barszczewskiej. Tak naprawdę to każde miejsce na zielonym Żoliborzu jest niezwykłe!  

wywiad2

wywiad2

wywiad3

wywiad3


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ